(1,5 / 5)
Czyli przygód Jakuba Wędrowycza tom dziewiąty i na chwilę obecną ostatni.
Tym razem dostajemy aż 17 opowiadań o wyczynach bimbrownika, egzorcysty i postrachu lokalnej społeczności. Opowiadań, jak się można domyślać po objętości książki, niezbyt długich. Co szybko okazuje się być zaletą, zwłaszcza w formie audiobooka, bo można sobie dawkować treść podczas niedługich podróży. A dawkować trzeba z umiarem, bo opowiadanka są trochę nijakie. Pozbawione pazura, świeżości, sprawiają wrażenie pisanych na siłę. Żadne nie zostaje w głowie na dłużej i mimo, że przygody Jakuba zawsze były pozycją mocno rozrywkową, to niektóre pomysły autora zostawały w pamięci. Tym razem… taki nijaki był ten bimber – ani smaczny, ani mocny, impreza przy piciu też dosyć sztywna i nie poprawiająca humoru, a toasty jakieś takie… powtarzalne.
Chyba najgorszy z Wędrowyczowych tomów i gdyby nie sporadyczne słuchanie nie dobrnęłabym do końca. Opowiadanka poszły zdecydowanie w ilość, nie w jakość, a bimbrownictwo Jakuba coraz bardziej męczy.
Najciekawszym opowiadaniem była chyba Żona, jestem też w stanie sobie przypomnieć Indiański totem i Złotą kaczkę. Pozostałe jednym uchem wleciały, drugim wyleciały.
Fani Jakuba i tak przeczytają/przesłuchają, reszta może sobie darować. A jeśli ktoś chciałby zacząć przygodę w towarzystwie niezbyt trzeźwego egzorcysty, to zdecydowanie polecałabym inny tom.