“Supełki i krzyżyki” to pierwsza książka szkockiego pisarza – i pierwsza z serii połączonej postacią Johna Rebusa, policyjnego detektywa z Edynburga i byłego żołnierza SAS. Śledztwo dotyczy dwóch porwanych i zamordowanych kilkunastoletnich dziewczynek – a potem trzech, a jeszcze później… Autor wraz ze swoim bohaterem prowadzi nas przez ciemne zaułki Edynburga, gdzie kręcą się podejrzane typy – dealerzy narkotykowi, pomagierzy w ciemnych interesach, dziennikarze-ścierwnicy. Ale to tło jest nieważne – ważny jest jedynie sierżant-detektyw John Rebus i jego demony przeszłości wyniesione z wojska, które utrudniają mu funkcjonowanie, ale też sprawiają, że jest tak skuteczny jako policjant. Oczywiście jest rozwiedziony, oczywiście bardzo kocha córkę, oczywiście wścieka się, że była żona związała się z synem jego szefa. Tak, macie rację – kalka za kalką i kalką pogania. Co tam jeszcze mamy? Aha, skomplikowana historia rodzinna, napięte stosunki z bratem i jego żoną, kłopoty zdrowotne i kompensowanie tego wszystkiego romansowaniem ze wszystkim, co się rusza (no, bez przesady – raptem dwie panie, bo więcej nie było pod ręką). Książka jest z 1987 roku, więc oczywiście świat bez komórek, jedyny komputer stoi zakurzony w kącie policyjnego biura zarzuconego papierowymi dokumentami etc.
Co z tego wszystkiego wynika? Ano właśnie – niewiele. Widać, że książka miała być literackim ćwiczeniem – w końcu Autor miał wówczas 27 lat i świeżo ukończył filologię, gdzie wprawdzie sporo się nauczył o konstrukcji utworu, prowadzeniu wątków i w ogóle o technologii pisania, ale niewiele wiedział o życiu, o ludziach i ich motywacjach…. Wyszła mu z tego papka – policjant o zwichrowanej psychice ściga równie (albo i bardziej) popyrtanego mordercę w towarzystwie kolegi detektywa cynika, kochliwej policjantki i szefa z parciem na szkło. Aż chciałoby się powiedzieć – Autorze drogi, powiedz mi coś, czego nie wiem.
Reasumując – jeżeli chcecie przeczytać coś, co przejdzie Wam obok świadomości i za bardzo nie obciąży nerwowych zwojów – możecie sięgnąć po to dzieło. Ale pamiętajcie – uprzedzałem!