Tym razem opowiem o książce napisanej w Hiszpanii, ale nie hiszpańskiej, lecz baskijskiej – a to zasadnicza różnica. Na hasło “Hiszpania” niemal z automatu widzimy plaże, ciepłe morze, wspaniałe zabytki. A tu autorka pokazuje nam zupełnie inny kraj – ciemne lasy Pirenejów, ciasne górskie doliny we mgle, rwące rzeki, lutowe deszcze i zimno. To Kraj Basków, dumnego narodu, który przywędrował na te tereny nie bardzo wiadomo skąd, jego język (euskara) jest niepodobny do żadnego innego, a obyczaje i ludowe wierzenia równie specyficzne. Dolores Redondo pochodzi z San Sebastian (po baskijsku – Donostias), studiowała prawo oraz…gastronomię – i to widać w jej powieści, zwłaszcza w opisach ciast i cukierniczych technologii. “Niewidzialny strażnik” jest ni to kryminałem, ni to thrillerem, ni to wreszcie opowieścią o tajemniczych istotach mieszkających w lesie…a może w głowie i sercu człowieka. Oto w okolicach baskijskigo miasteczka Elizondo zostaje zamordowana kilkunastoletnia dziewczyna, a jej zwłoki w makabryczny sposób upozowane. Do prowadzenia śledztwa zostaje wyznaczona młoda policjantka z Pampeluny – między innymi dlatego, że jest ona jest wyszkolonym w USA fachowcem od seryjnych morderców, ale też dlatego, że pochodzi z Elizondo, nadal ma tam rodzinę i zna miejscowe warunki. Jest jeszcze jeden element – miejscowi wierzą, że z tą zbrodnią (i z kolejnymi, które się oczywiście wkrótce pojawią) coś wspólnego ma basajaun, tajemniczy stwór, rodzaj baskijskiego Yeti, który mieszka w lesie i pilnuje go. Czy jednak istnieje, a jeżeli tak, to czy jest dobry, czy zły? Czy to on mordował, czy jednak człowiek z krwi i kości? Inspektor Amaia Salazar musi się z tym zmierzyć – ze śledztwem, podwładnymi, basajaunem, rodziną, a przede wszystkim z własną przeszłością i skutkami traumatycznych przeżyć z dzieciństwa. Plan realny przeplata się z planem magicznym, technika kryminalistyczna z ludowymi wierzeniami, wspomnienia z wyobrażeniami i przekonaniami, określenie profilu seryjnego mordercy z rytuałem voodoo zamówionym przez przyjaciela-agenta FBI w Nowym Orleanie… Wszystko się łączy – stare wierzenia z chrześcijaństwem, przeszłością z przyszłością, najbardziej pierwotne emocje z zaawansowaną technologią, opowieści usłyszane w dzieciństwie ze specjalistyczną wiedza. Dobrze się to czyta, czasem wracając nawet, by jeszcze raz przyjrzeć się jakiemuś szczegółowi, który teraz wydaje się ważny dla rozwoju akcji. Baskijska prowincja jest pewnie trochę wyidealizowana – nie widać bezrobocia, problemów społecznych, baskijskiego nacjonalizmu… ale teraz, po przeczytaniu strażnika gdyby nadarzyła się okazja, chciałbym zobaczyć dziką, zieloną dolinę rzeki Baztan, choć raczej nie w zimnej, lutowej mgle.
Polecam
Tym razem opowiem o książce napisanej w Hiszpanii, ale nie hiszpańskiej, lecz baskijskiej - a to zasadnicza różnica. Na hasło "Hiszpania" niemal z automatu widzimy plaże, ciepłe morze, wspaniałe zabytki. A tu autorka pokazuje nam zupełnie inny kraj - ciemne lasy Pirenejów, ciasne górskie doliny we mgle, rwące rzeki, lutowe deszcze i zimno. To Kraj Basków, dumnego narodu, który przywędrował na te tereny nie bardzo wiadomo skąd, jego język (euskara) jest niepodobny do ¿żadnego innego, a obyczaje i ludowe wierzenia równie¿ specyficzne. Dolores Redondo pochodzi z San Sebastian (po baskijsku - Donostias), studiowała prawo oraz...gastronomię - i to widać w jej powieści, zwłaszcza w opisach ciast i cukierniczych technologii."Niewidzialny strażnik" jest ni to kryminałem, ni to thrillerem, ni to wreszcie opowieścią o tajemniczych istotach mieszkających w lesie...a może w głowie i sercu człowieka. Oto w okolicach baskijskigo miasteczka Elizondo zostaje zamordowana kilkunastoletnia dziewczyna, a jej zwłoki w makabryczny sposób upozowane. Do prowadzenia śledztwa zostaje wyznaczona młoda policjantka z Pampeluny – między innymi dlatego, że jest ona jest wyszkolonym w USA fachowcem od seryjnych morderców, ale też dlatego, że pochodzi z Elizondo, nadal ma tam rodzinę i zna miejscowe warunki. Jest jeszcze jeden element - miejscowi wierzą, że z tą zbrodnią (i z kolejnymi, które się oczywiście wkrótce pojawia) coś wspólnego ma basajaun, tajemniczy stwór, rodzaj baskijskiego Yeti, który mieszka w lesie i pilnuje go. Czy jednak istnieje, a jeżeli tak, to czy jest dobry, czy zły? Czy to on mordował, czy jednak człowiek z krwi i kości? Inspektor Amaia Salazar musi się z tym zmierzyć - ze śledztwem, podwładnymi, basajaunem, rodziną, a przede wszystkim z własną przeszłością i skutkami traumatycznych przeżyć z dzieciństwa. Plan realny przeplata się z planem magicznym, technika kryminalistyczna z ludowymi wierzeniami, wspomnienia z wyobrażeniami i przekonaniami, określenie profilu seryjnego mordercy z rytuałem vodoo zamówionym przez przyjaciela-agenta FBI w Nowym Orleanie... Wszystko się łączy - stare wierzenia z chrześcijaństwem, przeszłością z przyszłością, najbardziej pierwotne emocje z zaawansowaną technologią, opowieści usłyszane w dzieciństwie ze specjalistyczną wiedza. Dobrze się to czyta, czasem wracając nawet, by jeszcze raz przyjrzeć się jakiemuś szczegółowi, który teraz wydaje się ważny dla rozwoju akcji. Baskijska prowincja jest pewnie trochę wyidealizowana - nie widać bezrobocia, problemów społecznych, baskijskiego nacjonalizmu... ale teraz, po przeczytaniu strażnika gdyby nadarzyła się okazja, chciałbym zobaczyć dziką, zieloną dolinę rzeki Baztan, choć raczej nie w zimnej, lutowej mgle