Różne warianty i kombinacje fantastyki słowiańsko-polskiej mnożą się ostatnio jak grzyby po deszczu. A to wyskakuje zza węgła strzyga do spółki z Perunem, a to któryś Bolesław straszy z kart powieści. Popieram i jeden, i drugi wariant, jest jednak z nimi pewien problem – bardzo trudno nazwać którąś ze znalezionych przeze mnie pozycji dobrą książką. Xięgi Nefasa to wariant dwa w jednym – dostajemy i rozbicie dzielnicowe, i wierzenia pogańskie, i trochę chrześcijaństwa na dokładkę. Ale niespecjalnie pomaga to w odbiorze.
Dużo się spodziewałam po tej książce, w końcu Małgorzata Saromonowicz to autorka doświadczona i uznawana, nie tylko przez krytyków. Na dodatek z tak zwanego mainstremu, więc liczyłam przynajmniej na dobre oparcie w faktach historycznych i klimat, jeśli nie na fantastykę. Tymczasem wyszło standardowo – zawiodłam się na całej linii, bo Xięgi to coś, co kilku recenzentów nazwało „niezłym debiutem”.
Mimo tego, że Nefas to, jak się łatwo domyślić, Gal Anonim, książka z historią ma bardzo niewiele wspólnego. U mnie z rozbiciem dzielnicowym i genealogią Piastów jest bardzo kiepsko, ale tu nie zgadzają się nie tylko daty wydarzeń, ale też ich kolejność. Pomijając już, że Gal dotarł do Polski później. Główny wątek fabularny jest… absurdalnie zabawny. Mianowicie: Bolesław i Zbigniew toczą wyścig o to, który pierwszy spłodzi męskiego potomka. Bo uwaga: pierwszy w wyścigu łóżkowym zostanie królem. To ja sobie pójdę do kątka, pośmiać się trochę. Historycznie – bujda na resorach, ale daje dobry pretekst do scen seksu. Zresztą od łóżka cała książka się zaczyna, a potem scenki w alkowach pojawiają się z regularnością przerw na reklamę. Na dodatek dla każdego coś miłego, bo znajdziemy: i konfigurację dowolną, i harem, i nekrofilię. W międzyczasie oczywiście sceny mordów i tortur. Po prostu jak z jakiegoś nowoczesnego poradnika na dobrze sprzedającą się książkę/serial: seks, krew i zdrada. I krótkie sceny, żeby przerwy na reklamy były. To ostatnie też jest, a szybkie sprawdzenie w sieci zwraca informację, że serial na podstawie jest już w planach. Do tego dorzućmy trochę egzotyki – nie musi mieć sensu, ale ładnie wygląda. I religię teoretycznie słowiańską, opisaną z bardzo chrześcijańskiej perspektywy, z dodatkiem tajemniczych kapłanów, którzy pasowaliby bardziej do świata Conana. I oczywiście Wikingów, bo malowniczy są, nieważne, że spóźnili się o kilka wieków z najazdem.
Przez większość książki zastanawiałam się czemu to nie jest po prostu fantastyka, bardzo luźno oparta na polskiej historii, gdzieś w świecie, gdzie tempo spłodzenia potomka faktycznie ma znaczenie. Bo bardzo luźne potraktowanie faktów historycznych i marginalna rola religii pogańskiej sprawiają, że dostajemy takie trochę nie wiadomo co, ani to fantasy historyczna, ani historia z elementami fantastyki, ani fantasy.
Narracja pierwszoosobowa sprawdza się tylko w momentach, kiedy Nefas porównuje propagandową wersję z Kronik ze stanem faktycznym, poza tym niezbyt dobrze wpływa na tempo akcji i czyni z Gala dziwną mieszankę narratora wszechwiedzącego/doradcy/szpiega/intryganta, która jest dość trudna do przełknięcia. Zresztą charakter wielu postaci jest równie problematyczny.
Plusem jest wartka akcja, lekka stylizacja języka i sporo intryg (mimo, że większość z nich skupia się dookoła spraw łóżkowych, a rozwiązanie co niektórych zostawia trochę do życzenia).
Mimo standardowego marudzenia, mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że Xięgi są zdecydowanie bardziej jadalne niż Korona Śniegu i Krwi, głównie dlatego, że Korony miałam dość po jakichś 50 stronach a tutaj jednak dobrnęłam do końca. Poza tym: kiepski serial w formie książkowej.