Wybrańcy. Najbardziej okrutny i przewrotny tytuł jaki można nadać tej książce. Bo wybrańcy opisani przez Steva Sem-Sandberga to wybrańcy do śmierci, do cierpienia, do samotności, do eksterminacji. To kolejna po Eutanazji książka podejmująca przerażający temat eksperymentów i wyniszczania osób upośledzonych umysłowo oraz chorych psychicznie w czasach nazizmu. W przeciwieństwie do Eutanazji Wybrańcy nie są dokumentem. Są fabularyzowaną próbą zajrzenia do umysłów ludzi, którzy pracowali w nazistowskich umieralniach. Próbą zrozumienia w jaki sposób zwyczajni ludzie stawali się trybikami w nazistowskiej maszynie śmierci. Widzimy ludzi pogubionych w swoim własnym życiu. Na dobrą sprawę równie bezradnych i osamotnionych jak ich “podopieczni”. Opowieść teoretycznie osnuta jest dookoła dwójki bohaterów. Potencjalnej ofiary Adriana, dziecka, które tak naprawdę nie jest tak upośledzone jak sądzi otoczenie, oraz potencjalnego kata – siostry Anny Katchenki. Ale bohaterów jest tu znacznie więcej – inni pensjonariusze, inne siostry, lekarze, rodzice. Mały świat zakładu w którym jak w krzywym zwierciadle odbijają się niegodziwości systemu i słabości ludzkiego charakteru. Choć autor sugeruje nam, że jedna z sióstr była “lepsza” – to trudno mi w takie ujęcie tematu uwierzyć. Osobiście sądzę, że w autorze, podobnie jak i w czytelniku czyli mnie ujawniło się rozpaczliwe pragnienie aby w tym przerażającym mikroświatku pojawił/pojawiła się choć jedna sprawiedliwa, choć jeden człowiek, który przeciwstawi się temu co wyrabia się dookoła, przerwie spiralę okrucieństwa, sadyzmu, obojętności. Autor doskonale operuje słowem, bez trudu kreuje świat, wykazuje się doskonałym zmysłem obserwacji, który pozwala mu budować niezwykle sugestywnie postacie bohaterów.
Wybrańcy to bardzo trudna lektura. Ze względu na temat i … na objętość, bo zanurzyć się w ten okrutny świat przez 800 stron nie jest wcale łatwo. Męczyłam się czytając, męczyłam się myśląc o tej książce i męczyłam pisząc te recenzję. Ale uważam, że mimo wszystko jest to lektura obowiązkowa. Żeby nie zapomnieć do czego prowadzi prędzej czy później każdy totalitaryzm.