Książka reklamowana jest jako „mroczny i niepokojący kryminał prosto z Islandii”. Wydało ją Wydawnictwo Kobiece, więc trzeba się spodziewać też odpowiedniej dawki feminizmu. Feminizm i kryminał – mogło być całkiem ciekawie. Ale… czy to jest kryminał? Według mnie wyszła po prostu obyczajówka, gdzie oczywiście jakaś tam działalność przestępcza się toczy, ale nie to jest niej najważniejsze.
Akcja dzieje się na Islandii na przełomie 2010 i 2011 roku, kiedy kryzys finansowy dokładnie już przeorał islandzką rzeczywistość, parę miesięcy po tym, jak wulkan o zakazanej nazwie uziemił ruch lotniczy nad połową Europy.
Bohaterka, Sonja, miała coś w rodzaju pecha – została przyłapana przez męża bankowca in flagranti z – no, z partnerką. Właściwe, bo jak się okaże wcale to nie jest takie proste. Dalej mamy standard – rozwód, wyprowadzka z domu, możliwość zabrania syna na weekend raz na dwa tygodnie, zagrożenie że były mąż odbierze jej nawet to, bo przecież ona nie ma warunków do opieki….. I wtedy przychodzi propozycja nie do odrzucenia, kombinacja perspektyw korzyści i groźby – przemyt narkotyków. A po pierwszej wyprawie na kontynent droga wiedzie już tylko w jedną stronę.
Tak naprawdę fabularnie nic nowego, natomiast najciekawsza u Autorki jest islandzka specyfika – to, że niemal wszyscy się znają lepiej czy gorzej, chodzili do tych samych szkół, doskonale wiedzą, kto jest kim i z jakiej rodziny. Banksterzy, prokurator, policjanci, adwokat znany z reprezentowania co grubszych przestępców, oczywisty żołnierz mafii, celnik – tam każdy chce ugrać coś swojego, a że jest ich w sumie niewielu, to ich relacje bardzo się zagęszczają i zaciera się granica między życiem urzędowym, życiem prywatnym i tym trzecim – życiem ukrytym. A na koniec okazuje się , że zrobienie z Sonji kuriera narkotykowego wcale nie było celem, tylko narzędziem do czegoś zupełnie innego, o wiele gorszego. Okazuje się też, że nie była ona tak zupełnie bezbronna, jak wszyscy myśleli.
Przyznam, że wymowa tej opowieści wydaje mi się zbyt sztampowa – słaba kobieta prześladowana za wybór (co prawda trochę późny) orientacji seksualnej przez złych mężczyzn, pomagające im kobiety i różne mniej czy bardziej egzotyczne ich układy. A do tego dochodzi jeszcze wścibska sąsiadka…
Czyta się to szybko, łatwo i dobrze, ale ta akurat islandzka opowieść pozostawiła mnie „na zewnątrz”, nie wciągnęła w przedstawiony świat. Jeżeli jednak potrzebujecie lekkiej lektury na ponury dzień – to czemu nie.