Wampiry znamy wszyscy. Wiemy, że są dziećmi nocy, że światło słoneczne jest dla nich zabójcze, że wystarczy jeden promyk słońca by paskudnie poparzyć zębiastego. Ale poza tym – wampiry są jak ludzie – poza apetytem na krew nie mają innych “felerów”. Kiedy więc sięgałam po “Ciemnorodnych” , zwłaszcza po spojrzeniu na okładkę byłam przekonana, że przeczytam kolejną historię będącą wariacją na temat wampiryzmu. Nic bardziej mylnego.W świecie stworzonym przez Alison Sinclar żyją trzy rasy. Tytułowi ciemnorodni, ich przeciwieństwo – jasnorodni i tajemniczy budzący grozę wśród pozostałych dwóch ras cieniorodni. Ciemnorodni mogą żyć tylko w mroku. Szkodzi im nie tylko światło słoneczne. Szkodzi im jakiekolwiek światło, poza słabym poblaskiem ognia. Kiedy odzywa się dzwon na świt znikają w swoich domach. Życie w ciemności ma swoje wymagania. Ciemnorodni nie widzą. Wykształcili inny zmysł, trochę jak nietoperze. Światłorodni na odmianę nie mogą funkcjonować w mroku. Ciemność sprawia, że zaczynają się rozkładać za życia. Obie nacje żyją obok siebie i wykształciły swoiste formy współpracy. Są jeszcze cieniorodni. W pierwszym tomie nie dowiadujemy się o nich zbyt wiele. Żyją gdzieś na skraju znanego świata, są potężnymi magami, ale skąd się biorą tego nie wiemy. Nie jest też do końca pewne czy mogą się poruszać i w nocy i za dnia. Nie ukrywam, że koncepcja świata podzielonego na pół jest bardzo interesująca. Wreszcie coś innego, nie powielającego utartych schematów. Obie nacje mają swoje obyczaje i rytuały ściśle związane ze sposobem funkcjonowania. Odkrywanie, jak sposób odbierania otoczenia wpływa na zachowania jest wciągające. Frapujące jest też to, że średniowieczny niemalże strach przed magią współistnieje z całkiem nowoczesnymi wynalazkami czy medycyną.
Fabuła jest dość skomplikowana, ale nie zgodziłabym się z niektórymi recenzjami stwierdzającymi, że jest zbyt chaotyczna i pomieszana. Nie zgodzę się nawet ze stwierdzeniem, że jest prowadzona wielotorowo. Może nie jest typowo liniowa ale jest klarowna i jasna, wspomagana dodatkowo nazwami rozdziałów, co ułatwia orientację w niej. Momentami jak dla mnie fabuła jest nawet nieco zbyt łopatologiczna, a przez to nudna.
Bohaterowie… No cóż, to jest najsłabszy element powieści. Bohaterowie są niestety pisani “pod tezę” i przez to przerysowani, schematyczni i nudni. Co gorsza są też szlachetni do urzygania. Wiemy co prawda, że w społeczeństwie istnieją napięcia i są jednostki wredne oraz bardzo wredne, ale my mamy do czynienia wyłącznie z tymi szlachetnymi, choć niekoniecznie akceptowanymi przez otoczenie. Dialogi nieco drewniane i przewidywalne. Postacie poprowadzone tak, że możemy się domyślać co też będzie się z nimi działo w kolejnych tomach ( a to, moim zdaniem niewybaczalny błąd w sztuce pisarskiej).
Podsumowując. Ciekawy pomysł na świat. Przemyślany i dobrze opisany. Nieco zbyt prosta intryga, snująca się powoli, czasami zbyt powoli. Nudni i schematyczni bohaterowie, których obserwujemy z boku rozpaczliwie ziewając. Dość przewidywalny rozwój postaci. A jednak jestem na tyle zaintrygowana światem zbudowanym przez autorkę, że kupię kolejne tomy, mając nadzieję, że nie będą to pieniądze wyrzucone w błoto.
Lekki gniot z potencjałem na przebój
P.S. – Okładka kompletny koszmar. Bellona powinna zainwestować w dobrych grafików….