Yelena miała wybór – albo stryczek, albo nagły awans na testera żywności. Tester co prawda życie ma niełatwe (i w założeniu raczej krótkie), ale zawsze można spróbować uciec…
Siła trucizny to pierwszy tom trylogii, a poza tym ciekawostka – fantastyka wydana przez Harlequina, w którym romansu jest jak na lekarstwo. A do tego, na pierwszy rzut oka, jest to całkiem fajna książka.
Bohaterowie zachowują się jakby mieli mózgi i na dodatek wiedzieli jak z nich korzystać. Pierwszoplanowe postacie mają nawet sensowną (chociaż niezbyt oryginalną) historię, która ma wpływ na teraźniejszość, ale też nie płaczą z jej powodu w kącie przy każdej okazji. Czarny charakter jest do bólu oczywisty, ale główna intryga jest ciekawym pomysłem. Trucizny nie są tylko fajnym ozdobnikiem, ale mają spory wpływ na fabułę. Autorka zadbała też o równowagę polityczną i mimo, że podział kraju zalatuje mocno Igrzyskami śmierci to ustrój będący hmm… utopijną dyktaturą wojskową jest ciekawym pomysłem. Na dodatek autorka nie zapomina o konsekwencjach obu pomysłów (trucizn i dyktatury).
Jednak kiedy rzucimy okiem po raz drugi coś zaczyna zgrzytać. Państwo jest ledwo naszkicowane (na to można by przymknąć oko), ale położenie siedziby Komendanta i metody kontaktowania się z nim zaczynają tracić sens. Język będący mieszanką luźnego młodzieżowego języka z poważną i poprawną mową dworską zaczyna irytować. Yelena miewa wybryki godne Mary Sue, za które nie ponosi konsekwencji i regenerację godną Wolverina (skakanie po drzewach na przykład nie powoduje ani zakwasów ani otartych rąk). Valek, który jest teoretycznie inteligentnym szpiegiem nie widzi wskazówek, które ma przed nosem (i trochę ignoruje swoją pracę). Romans jest zepchnięty na dalszy plan przez inne wydarzenia (co jak najbardziej ma sens) do tego stopnia, że kiedy w końcu coś się zacznie między bohaterami dziać trudno w to uwierzyć. Do tego dużo rzeczy autorka stwierdza, zamiast pokazać je czytelnikowi, a wszystko jest opisane z dużym dystansem przez co trudno jest wciągnąć się w fabułę i kibicować bohaterom. Nie znajdziemy tu też niczego szczególnie zapadającego w pamięć – ani scen, ani bohaterów.
Nie jest to najgorsza książka i może się nadać na czytadło do pociągu, ale po drugi tom na pewno nie sięgnę.
Marny przeciętniak/lekka chała.