Dom trzeba zbudować na solidnych fundamentach. Springer zaczyna budować reportaż o budownictwie mieszkaniowym od przedwojennej Warszawy. A właściwie o tym aspekcie stolicy, o którym się nie mówi – slumsach, osiedlach dla bezdomnych, kryzysie mieszkaniowym. Pierwszej spółdzielni, na którą nigdy nie było pieniędzy, masowych eksmisjach, warunkach mieszkaniowych.
Trzeba przyznać, że jest to ciekawy kawałek historii, ale też bardzo smutny fundament. Z którego wyrasta równie smutne, tragiczne i depresyjne 13, współczesnych, pięter.
Na tych piętrach jest wszystko – ilość i ceny mieszań, mieszkanie kątem po piwnicach, kredyty, ich skutki i strach przed nimi, podejście państwa i ludzi do TBS’ów., wywłaszczenia kamienic, (nie)skuteczność sądów. I wszystkie inne mniejsze lub większe współczesne problemy mieszkaniowe.
13 pięter to dobrze napisana książka, nie ma tu brukowego stylu szukającego sensacji, język jest płynny i widać, że autor umie się nim posługiwać, jednak nie ma tu zabawy słowem jak w Wannie z Kolumnadą. Chociaż treść trochę takiej zabawie nie sprzyja.
Kolejni bohaterowie to przykład i nadanie twarzy kolejnym problemom, a tych jest sporo. I nie są to pojedyncze przypadki a statystyki (całe szczęście tymi ostatnimi nie jesteśmy zarzuceni).
Jest to dobra książka i merytorycznie i językowo. Jednak może wpędzić w depresję, zwłaszcza ludzi, którzy nie mają swojego M, ale też może być dla nich dobrym ostrzeżeniem.