(4 / 5) Ni to kryminał, ni to technothriller – debiut literacki Łukasza Szustera to jedna z tych książek, które na
pierwszy rzut oka trudno jest zaklasyfikować. Zresztą – na drugi rzut oka też, przy nieco kosym
spojrzeniu można się też dopatrzyć nawet elementów obyczajowej opowieści o Śląsku, jego ludziach,
jego miejscach i meandrach śląskiej mentalności.Autor, jako czynnika napędzającego i determinującego akcję użył …. zjawiska kwantowego splatania. „Normalnie” dotyczy ono fotonów, ale tutaj zostało przeniesione na obiekty makroświata, daleko większe i bardziej masywne. No i mamy – dzieją się rzeczy niewytłumaczalne, ale nikt nie jest
świadomy związku między nimi. O, przepraszam – nie nikt, na tropie jest policjant – Wilhelm Borsztajn. Stróż prawa, obecnie na bocznym torze w drogówce po tym, gdy jako detektyw kryminalny miał pecha przy zatrzymywaniu porywacza. Pomaga mu Zuzanna Fuchs, oficjalnie analityk finansowy, ale tak naprawdę osoba obdarzona niesamowitą intuicją, którą wykorzystuje na codzień do zapewnienia rentowności inwestycyjnej swojej firmie. W rezerwie Borsztajn ma jeszcze koleżankę policjantkę o nazwisku Agata Frela, która potrafi wyciągnąć małe co nieco z policyjnej bazy danych. A te nazwiska są o tyle ważne, że wszystkie one są znaczące po śląsku i ciągną za sobą bardzo określone konotacje, podobnie jak katowickie lokalizacje, które Autor dość pieczołowicie opisuje.
Punktem wyjścia akcji jest dziwne znikniecie znanego biznesmena na autostradzie Katowice-Kraków. A potem jest już tylko dziwniej i straszniej, sprawy się komplikują, a wszystko ze wszystkim po wielekroć się łączy i przenika. Wszystko zmierza do przewrotnego finału z tzw. „bazą kosmiczną” koło autostrady między Chrzanowem a Alwernią w roli głównego entourage’u (przynajmniej do czasu). Co więcej można by powiedzieć? Bardzo dobry debiut, ciekawy i precyzyjnie poprowadzony pomysł fabularny, świetne użycie dobrze znanej Autorowi śląskości, zarówno jeśli chodzi o ludzi, jak i miejsca. Interesujące portrety psychologiczne, trochę nawet satyry, w niektórych miejscach zastanawiałem
się, na ile to jest powieść z kluczem. Łukasz Szuster gra z konwencjami, miesza gatunki, pisze o rzeczach niezwykłych w bliskim i dobrze – pozornie dobrze, jak się okazuje – znanym otoczeniu. Przeczytałem wyjątkowo szybko i prawie uwierzyłem w tę opowieść. I tylko teraz, kiedy jadę
autostradą A4 i widzę kopuły „za trzecią górką od Krakowa”, mam moment niepewności – co też się tam wyprawia. No i czekam na zapowiedzianą kontynuację, wiem że Autor pisze. Jeżeli więc macie wolne, już prawie wakacyjne, popołudnie – przeczytajcie „Splątanych”, tylko
zadbajcie, żeby nie kończyć tej książki o zmroku……