Coraz częściej siadając do pisania notek na tym blogu, mam wątpliwości, czy książka którą opisuję rzeczywiście pasuje do gatunku który zawsze podaje w nawiasie. Jak to zgryźliwie skomentował książę małżonek – albo wybieram za skomplikowane książki, albo powinnam zmniejszyć klasyfikację do dwóch gatunków pierwszy to książki “czytalne” a drugi “gnioty”. No ba a co w takim razie z książkami “czytalnymi” tylko w połowie? Ot pułapki klasyfikowania.
A wracając do tematu – wpadł mi w ręce pierwszy tom trylogii arturiańskiej Bernarda Cornwella. No dobrze, zobaczymy co można napisać jeszcze innego na tak ograny temat mruknęłam pod nosem i wzięłam się za czytanie. I znowu, podobnie jak w przypadku “Mgieł Avalonu” przeżyłam miłą niespodziankę.
Czytaj dalej »