(2 / 5)I oto mamy kolejną alternatywną wersję świata. Palestyna to teraz żydowskie miasto na pograniczu Kenii i Ugandy. Otwarliście szeroko oczy? Ja też. Bo świat który przedstawia nam autor choć ma znane nam nazwy jest jakąś przedziwną wersją znanej nam rzeczywistości. Taką, z której chcemy się zazwyczaj jak najszybciej obudzić. I tak już będzie do końca tej książki. Duszno, dziwnie, trudno. Jak w zwariowanym, zdziczałym śnie, takim po którym budzimy się spoceni i biegniemy do okna żeby zaczerpnąć prawdziwego powietrza w płuca. Nie ukrywam, że wszelkie próby stworzenia historii alternatywnej jeśli tylko nie są brane z kapelusza budzą we mnie głęboki podziw. Prześledzenie historii prawdziwej i innych możliwych rozwiązań, w mojej opinii wymaga sporej wiedzy, dużej wyobraźni i jeszcze większej odwagi. Wszak implikacji jednego uderzenia skrzydeł motyla może być bardzo dużo i prześledzenie ich a potem wybranie tych które się opisze, to naprawdę praca nie lada. A jak jeszcze przy okazji powstanie fascynująca opowieść to już proszę państwa czapki z głów.
Jednak w przypadku Ziemi nieświętej, mam bardzo mocno mieszane uczucia. Potwierdziła się stara zasada, że zbyt wiele grzybów w barszczu zepsuje smak potrawy. Owszem, autor zarysował co najmniej intrygująca linię rozwojową historii, ale…. no właśnie. Szybko orientujemy się, że coś tu zdecydowanie nie gra. Bo też miejsce w którym znalazł się nasz bohater nie jest tym w którym miał się znaleźć.. Niby wszystko się zgadza, a jednocześnie zbyt wiele nie pasuje. Bo alternatywnych światów może być więcej niż jeden. I mogą się, jak w upiornym śnie przenikać. I są tak splątane i pomieszane, że nawet autor wydaje się być we własnej prozie zagubionym.
Tak więc dwa punkty za pomysł i odwagę. Ale nie polecam nikomu tej książki. Jest męcząca, duszna, wymaga skupienia jak podręcznik do matematyki dyskretnej, co dość skutecznie zabija wszelką radość z czytania. Przeczytałam z kronikarskiego obowiązku i… ratunku. Nigdy więcej,