Wójtowicz Milena – Zaplanuj sobie śmierć

3.5 out of 5 stars (3,5 / 5)
Główny planista, typ generalnie nielubiany i antypatyczny, nie miał nawet tyle przyzwoitości, żeby wykorkować poza zakładem pracy. A teraz, w postaci trupa, psuje jeszcze bardziej to, co już spieprzył za życia, czyli plan produkcji.
Widmo niedopełnienia terminów doprowadza pozostałych przy życiu pracowników do stanu… nieznośnego dla otoczenia, a tym bardziej dla policjantów, którzy próbują w tym domu wariatów prowadzić śledztwo.
Trudno nie mieć skojarzeń z Wszyscy jesteśmy podejrzani – mamy trupa w zamkniętym, dość hermetycznym miejscu pracy z całym zestawem podejrzanych podanym na tacy (choć oczywiście niektórzy są podejrzani bardziej). Podejrzani to typy nietuzinkowe i barwne, urozmaicające fabułę, która sama w sobie nie jest szalenie skomplikowana, i odwracające uwagę czytelnika od pewnej teatralności miejsca i czasu. U Chmielewskiej sprawdziło się świetnie, u Wójtowicz – nie do końca. Pierwszym problemem jest miejsce zbrodni – biuro architektoniczne miało swój klimat i specyfikę, Majreks jest… absolutnie nijaki.
Swoją drogą nie rozumiem czemu w blurbach i w sieci niektórzy określają miejsce zbrodni mianem korpo. To, że miejsce pracy ma biura i papierologię jeszcze nie znaczy, że jest korporacją. Majreks jest zakładem produkcyjnym. I jako taki ma: halę produkcyjną i część biurową. I na wszystkich bogów: nie jest to korporacja. Ani pod względem prawnym, ani kapitałowym, ani liczby pracowników, ani jakimkolwiek innym. I w tym jest pies pogrzebany. Jako korporacja mógłby być… losowym, dowolnym korpo. Przy produkcji to nie działa. A nie działa dlatego, że nie wiedząc co produkuje zakład nijak nie można sobie wyobrazić miejsca zbrodni. Ani tego, co robi większość bohaterów. Serio, ja naprawdę nie wiem co oni produkują, poza tym, że „detale” i „elementy”. Znaczy co: klamki? lampy? futryny? okna? skrzynie z okuciami? znicze? Rozumiem, że był to zabieg celowy, ale jeśli o mnie chodzi, to kompletnie się nie sprawdził. Skoro część wydarzeń dzieje się na hali, to ja bym jednak chciała wiedzieć co się na tej hali znajduje. Poza trupem.
Drugi problem to… brak Chmielewskiej, w sensie Joanny – bohaterki, a nie autorki. W Zaplanuj sobie śmierć czytelnik przez większość czasu śledzi Kacpra. Bohatera nijakiego, nieciekawego i niewyróżniającego się z tła – zwłaszcza w porównaniu z kolegami z biura. Kacper jest nieciekawy do tego stopnia, że nijak nie mogłam sobie przypomnieć jego imienia i musiałam zerknąć do książki w trakcie pisania recenzji, co zdarza mi się wyjątkowo rzadko. Cała reszta towarzystwa jest momentami aż za barwna. Każdy ma konkretnego hopla na punkcie swojej specjalizacji, wykazuje się pozytywnym podejściem do życia (poza specjalistą od BHP) i kocha swoją pracę. Policjanci są również mocno… specyficzni. I cały ten dom wariatów w plenerze zderza się od czasu do czasu z przykrą rzeczywistością w postaci pobocznego wątku rozwodu. Co z jednej strony wprowadza trochę normalności i dodaje realności, z drugiej – trochę zgrzyta, bo jeśli chodzi o pracowników Majreksu to jedyna norma jaka ich dotyczy to ta do wyrobienia przy taśmie.
Jednak wszystko powyższe to są szczegóły, które nie przeszkadzają zbytnio przy lekturze. Poważniejsze „ale” mam jedno – punkt kulminacyjny i zakończenie są mało satysfakcjonujące. Trochę jakby autorka się zagalopowała, dała porwać szalonym pracownikom i w ostatniej chwili przypomniała sobie, że wypadałoby kończyć zanim całość zacznie się rozkręcać w drugi tom.
Ok, pomarudziłam sobie dla zasady, to teraz mogę Zaplanuj sobie… polecić. Przy lekturze bawiłam się świetnie i nie raz parsknęłam śmiechem. Styl Wójtowicz zawsze był lekki, przyjemny i bardzo dobrze pasuje do jakiejkolwiek komedii – płynie się z tekstem bezboleśnie i niezauważalnie.
Czy jest to genialny kryminał? Nie, ale nie czarujmy się – w większości kryminałów Chmielewskiej bardziej chodzi o radosne śledztwo niż o jego rozwiązanie. Czy jest to świetna komedia kryminalna? Cóż… też nie. Jak widać jest się do czego przyczepić, więc ideał gatunku to to nie jest, co nie zmienia faktu, że jest to dobra, lekka lektura. W sam raz na wakacje, ferie czy święta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *