Teodora żona cesarza Justyniana. Jedna z najbardziej intrygujących i nietuzinkowych historycznych postaci kobiecych, dorównująca swoją barwnością chyba tylko carycy Katarzynie, żonie Piotra I. Nic zatem dziwnego, że na książkę która miała opisywać historię Teodory rzuciłam się z błyskiem w oku. Odłożyłam po przeczytaniu już bez tego błysku. Teoretycznie do książki doczepić się nie można. To dość sprawnie zrealizowana powieść historyczna, choć nie mam wątpliwości, że spora grupa miłośników literatury tego typu żachnie się po przeczytaniu tych słów.Losy Teodory oddane są dość wiernie, koloryt tamtych czasów raczej też. Mocno rozbudowany został wątek walk o władzę w łonie kształtującego się kościoła chrześcijańskiego. Przynajmniej ja po raz pierwszy spotkałam się z tak dosadnym pokazaniem jak wewnętrzne podgryzania się o władzę owocowały pojawianiem się herezji lub też – patrząc z innego punktu widzenia – jak walka o stołki wypaczała skąd inąd słuszne idee spychając je na pozycje herezji właśnie.
Z trzeciej strony to właśnie opis pobytu Teodory w sekcie religijnej na pustyni jest jednym z gorzej napisanych fragmentów. A można było go naprawdę dobrze wykorzystać, bo właśnie wtedy Teodorę poddano swoistemu praniu mózgu, zmieniając w…. agentkę jednej z kościelnych frakcji . To, że efekty tego prania okazały się wyjątkowo nietrwałe to – przynajmniej według autorki zasługa samej Teodory, przedstawianej w książce jako osoba o nieprzeciętnej inteligencji emocjonalnej i wysokim intelekcie co w połączeniu z swoistą szkołą życia jakiej zaznała w trupie aktorskiej i silnym instynktem przetrwania pozwoliło jej wykaraskać się z każdej sytuacji.
Reasumując: dobry kawał rzemiosła, Bez błysku.