Będziecie się ze mnie śmiali, ale Weterynarza kupiłam przez całkowity przypadek. Przywabił mnie tytuł w pewien sposób zbliżony do Medicusa z Saragossy. Zajrzałam do środka książki, ale już nie popatrzyłam na autora. I bardzo dobrze, bo gdyby dotarło do mnie kto napisał tę książkę nigdy by jej nie kupiła. Autorem Weterynarza jest Gonzalo Giner – ten sam którego tak niemiłosiernie skrytykowałam za Czwarte przymierze. Weterynarz to jego trzecia książka i muszę przyznać, że facet odrobił swoje lekcje z kursów pisania. Nie pakuje już do fabuły wszystkiego co wie, stara się trzymać w ryzach swoją gadatliwość, i skłonność do odskakiwania od głównego wątku, nie bawi się w psychologizowanie na temat postaci czy wyborów bohaterów.W efekcie powstała całkiem przyjemna książka przygodowo – historyczna, starająca się przybliżyć czytelnikowi dość mało znany fragment historii Hiszpanii przełomu XII i XIII wieku, choć historia – ta wielka historia dzieje się gdzieś w tle i angażuje głównego bohatera o tyle o ile wpływa na jego “tu i teraz” – czyli życie i plany. Mamy jednak okazję przyjrzeć się, jak polityka i ambicje wielkich niszczą życie maluczkich. Właśnie to dzieje się z głównym bohaterem – wyrwany przez najazd muzułmanów z rodzinnego domu, oglądał śmierć ojca i jednej z sióstr, upodlenie pozostałych. Podążając wraz z tłumem uchodźców zostaje okradziony i pobity. Na pomoc przychodzi mu szczęśliwy traf, który stawia na jego drodze właściwego człowieka. Ten szczęśliwy traf będzie zresztą pomagał Diego ( bo takie imię nadał swojemu bohaterowi autor) jeszcze wielokrotnie, wciąż stawiając mu na drodze tych właściwych ludzi we właściwym momencie. A Diego z uporem maniaka będzie kolejne szanse zaprzepaszczał i pakował się w kolejne kłopoty. To, plus pewna papierowość postaci bohaterów – i tych z pierwszego i tych z drugiego planu – to największe zarzuty jakie mogłabym postawić opowieści o weterynarzu. Na plus zaliczam natomiast przybliżenie historii zakonników rycerzy z mało znanego zakonu Calatrava. Sam autor nie ma najlepszego zadania o rycerzach spod tego znaku, na całe szczęście jednak oparł się pokusie “stemplariuszenia” calatravensów, od razu dając jasno do zrozumienia, że zakon ten powstał wprost na zlecenie władcy Kastylii do walki także tej szpiegowskiej z muzułmanami.
Podsumowując – na kolana nie rzuca, ale czyta się przyjemnie. ot takie 3 z małym plusem.