Złota skóra to trzecia powieść w dorobku poczytnej autorki Carli Montero. Po bardzo udanej Szmaragdowej Tablicy łączącej romans z wątkami wojennymi oraz średnio udanej Wiedeńskiej grze w której autora spróbowała zmierzyć się z klimatami powieści szpiegowskiej nadszedł czas na kryminał “w starym dobrym stylu”. Dobrze to świadczy o Carli Montero, że nie zasklepia się w jednym , ale eksperymentuje poszukując tego najlepszego dla jej stylu pisarstwa gatunku. Dobrze też dla czytelników – pod warunkiem, że lubią bycie zaskakiwanym.Czy Złota skóra może być dla czytelników takim zaskoczeniem? I tak i nie. Tak – że względu na sam gatunek, tak, bo w zalewie dzisiejszych kryminałów, “skandynawskich”, “amerykańskich”, sensacyjno – awanturniczych i innych, kryminał w stylu Agaty Christie musi zaskakiwać. Nie zaskakuje zaś , bo znów, tak jak w Wiedeńskiej Grze wracamy do Wiednia z początku XX wieku i znowu obracamy się w dobrze urodzonych sferach. Razem z detektywem Karlem Sehlackmanem próbujemy poznać tożsamość wiedeńskiego “Kuby rozpruwacza”, tajemniczego mordercy modelek, tworzącego upiorne obrazy z ich krwi i szczątków. Pikanterii sprawie ma dodać fakt, iż główny podejrzany jest za razem najbliższym jeśli nie jedynym przyjacielem detektywa. W światku wiedeńskiej bohemy obracają się różni ludzie – znajdzie się w nim miejsce i dla skandalizującej arystokratki, i dla wziętego, choć nieco zniewieściałego artysty i dla jego tajemniczej muzy – wrażliwej fotografki, modelki, właścicielki czegoś na kształt stowarzyszenia modelek. W ten uporządkowany i mimo pozorów dość skostniały światek powraca zza oceanu prawdziwa czarna owca: potomek arystokratycznej rodziny, podejrzany iż kilka lat temu zamordował w bestialski sposób swoją ukochaną. Wyobraźcie sobie przerażenie rodziny, otoczenia i miejscowego inspektora policji kiedy znowu zaczynają ginąć modelki, a sposób działania mordercy jest identyczny jak poprzednim razem… W śledztwie autorka ujawni nam drugie a nawet trzecie oblicze niektórych postaci, będzie mieszać tropy i ślady, wracać do przeszłości by zaraz wylądować w teraźniejszości. Czyta się to całkiem dobrze, choć praktycznie od samego początku można wytypować dwie osoby najbardziej podejrzane i potem wraz z rozwojem intrygi tylko przestawiać je na pozycjach bardziej i mniej podejrzanej. Szczerze mówiąc, bardziej od wątku kryminalnego nieco zbyt oczywistego jak na mój gust interesowało mnie co jeszcze z przeszłości tej czy tamtej postaci wyciągnie autorka i jak tym zmieni nasz ogląd na całą sytuację. Bo przeszłość gra w całej intrydze niebagatelną rolę. Znacznie ważniejszą niż wątek miłosny. Wątek miłosny jest zresztą tym elementem fabuły który najmniej przypadł mi do gustu. Miał ukazywać miłość tak potężną, że aż stała się obsesją. Potężną w każdym wymiarze od cielesnego, poprzez psychiczny aż do duchowego. Miał udowadniać (chyba?), że zbyt wielka miłość okalecza i staje się źródłem wszelkich nieszczęść – od wypaczenia osobowości, poprzez obłęd, obsesję, psychiczne uzależnienie, aż do dewiacji. I miał sławić ożywcze działania miłości o “właściwym stopniu natężenia”. Tymczasem wyszło miejscami bardzo sztucznie, a miejscami nudno. To czego zabrakło mi w Złotej skórze, to pewna mgiełka tajemniczości. Trudno doszukiwać się tu klimatów takich z jakimi mieliśmy do czynienia w Szmaragdowej Tablicy, tego natężenia emocji, tajemniczości, momentami zagrożenia. Jednak mimo niedostatków, Złota Skóra jest całkiem niezłą książką, którą czyta się niemal jednym tchem, a śledzenie toku myślenia autorki i jej prób zamydlenia oczu czytelnikom sprawia dodatkową przyjemność.
Polecam.