Jesteśmy przyzwyczajeni do dramatycznych opowieści relacjonujących historie Żydów którzy przeżyli czas holokaustu. Epatowanie okrucieństwami, strachem, nienawiścią otoczenia, spośród którego jak piękne kwiaty na mierzwie wykwitają pojedyncze akty bohaterstwa. Tymczasem książka Marie Jalowcz Simon kompletnie ten schemat wywraca. To niezmiernie wyważona, niemal chłodna relacja niemieckiej Żydówki, która zdecydowała się na rzecz wydawałoby się całkiem szaloną – odważyła się wyłamać z systemu. Przez trzy lata Marie żyje poza machiną niemieckiej biurokracji. Ma fałszywą kenkartę, nie ma kartek na jedzenie, nie ma pieniędzy, nie ma praktycznie niczego. Ale ma coś niezmiernie ważnego – silną wolę przeżycia. I ma, co tu kryć bardzo dużo szczęścia. Zawsze znajdują się ludzie, którzy jej pomogą, przygarną pod dach, podzielą się chlebem czy jakąś sztuką odzieży. Nie wszyscy dokonują tych czynów bezinteresownie. Marie czasem jest służącą, czasem zagłusza czyjeś wyrzuty sumienia, czasem służy jako obiekt do zaspakajania erotycznych potrzeb, czasem jest… obiektem dzięki któremu ten czy ów poczuje się niezwykle – bohatersko, szlachetnie, lepiej.
Niemcy sportretowani przez Marie są dziwnie bezwolni, jałowi, na pewno kiepsko wykształceni i bynajmniej nie są monolitem jako naród. Owszem trafiają się wśród nich zagorzali naziści, ale większość z nich to po prostu ludzie, którzy chcą przeżyć w spokoju kolejny dzień, robić swoje małe interesy, kłócić się z sąsiadami, chodzić i wracać z pracy. Ideowość i polityka są dla nich istotne tylko wtedy gdy dotykają bezpośrednio ich – np. gdy muszą schodzić do piwnicy bo jest nalot, albo nie mogą czegoś kupić na kartki.
Historia Marie Jalowicz, to tak naprawdę zbiór opowieści o ludziach którzy jej pomagali, przy czym Marie bynajmniej ich nie gloryfikuje, ale spokojnie i beznamiętnie opisuje ich wady, słabości, przywary i różne nie najczyściejsze sprawki. I ta narracja robi właśnie najdziwniejsze wrażenie. Nie da się bowiem ukryć, że pomimo całej wdzięczności za pomoc – autorka relacji cały czas czuje się w jakiś sposób lepsza od tych którzy udzielają jej pomocy.
To nie jest łatwa lektura. To książka którą warto przeczytać, ale która pozostawia na języku dziwny niesmak. Jakby opowieść, która choć prawdziwa i szczera do bólu była w jakiś sposób zakłamana.