Lane żyje w cieniu Muru Tytana zbudowanego by powstrzymać zarazę (która wygląda wypisz–wymaluj jak inwazja zombie) wywołaną przez zwierzęce DNA. Po jednej stronie muru sentymentalni rodzice nadają dzieciom imiona utraconych miejsc, a same dzieci nie rozstają się z żelem odkażającym i panicznie boją się zarazków. Po drugiej stronie… w zasadzie nikt nie wie co jest po drugiej stronie.
Lane prowadzi standardowe życie nastolatki – wirtualna szkoła, kilku przyjaciół, jakieś hobby. Jednak kiedy ląduje w celi Służb Sanitarnych znajome życie nagle się kończy i szybko okazuje się, że dziewczyna musi ratować nie tylko siebie, ale też swojego ojca. I niestety musi wyjść za Mur.
Trzeba przyznać, że świat za murem to najlepsza część książki. Wioski i miasta funkcjonujące na różnych zasadach; zniszczony, ale nie opuszczony świat, który niby jest znajomy, ale potrafi zaskoczyć i bohaterkę i czytelnika. Ludzie starający się przeżyć w niebezpiecznym środowisku i hybrydy – zwierzęco ludzkie i zwierzęce – powstałe z mieszaniny kilku gatunków, tworzą barwny świat przypominający momentami mroczną baśń.
Główna bohaterka na szczęście nie jest kolejną kopią Katniss, chwilami nawet miałam wrażenie, że jest pisana pod tezę: jak-nie-być-panną-Everdeen-i-nie-dać-się-zabić-na-pierwszej-stronie, ale ma swój charakter. Autorka starała się też pokazać, że dziewczę trafiło do nieznanego jej świata i że teoria z kursów przetrwania na które uczęszczała musi być jeszcze połączona z praktyką.
Jak na young adult przystało oczywiście mamy też trójkąt miłosny… a w zasadzie coś w rodzaju trójkąta miłosnego. Momentami nie wiedziałam czy to ma być parodia romantycznego wątku, faktyczny wątek podany w innej wersji, czy autorka upchnęła go na siłę, bo uznała że trzeba, tylko średnio sobie z nim poradziła. Mamy standardowych protagonistów z różnych środowisk i o całkowicie odmiennym charakterze (chociaż obu przystojnych). Charaktery mają nawet jakieś oparcie w historii bohaterów i trochę szkoda, że nie zostały bardziej rozwinięte. Ale panowie nie zamierzają ze sobą rywalizować, darzą się czymś na kształt szacunku i zdecydowanie mają inne priorytety niż nasza heroina, która z kolei jeśli się na któregoś zagapi to szybko idzie po rozum do głowy i wraca do rzeczywistości. Trzeba przyznać jest to zdecydowanie naturalniejsze podejście (zwłaszcza w tych okolicznościach) niż instant love, ale też trudno jest uwierzyć w jakiekolwiek uczucia między bohaterami.
W sumie czytało się to lekko i przyjemnie (i nie trzeba było opłakiwać umierającej w bólach logiki). Nieludzie mają pewne niedosięgnięcia, ale są to raczej ogólne wady gatunku. Jednak nie jestem pewna czy sięgnę po kolejne tomy – bohaterowie mnie nie porwali, a świat trudno by było rozbudować w jakiś zaskakujący sposób. Ale kto wie, może się jednak skuszę…
Całkiem dobre YA.
Nieludzi czyta się lekko, łatwo i przyjemnie. Głównie dlatego, że czytelnik nie przewraca się co i rusz na rafach pokrętnej logiki. Młodzi bohaterowie są średnio wkurzający, co jest całkiem niezłym wynikiem biorąc pod uwagę manierę w jakiej ostatnio pisane są książki dla młodzieży. Fabuła.. no cóż, nie powala na kolana. Momentami miałam raczej wrażenie, że mam do czynienia z nie najsprawniej prowadzonym RPG niż z książką. Warto jednak pochwalić autora za pomysł i dość przewrotną postać tygrysoludzia. Książka zdecydowanie do polecenia młodym ludziom. Starsi też przeczytają bez przykrości