Zaintrygował mnie pomysł, aby bohaterem powieści, ba sagi uczynić kotołaka. Różne “łaki” spotykałam na łamach książek ale koto- łaka jeszcze nie. W dodatku koty, ze względu na swoją wielkość jakoś średnio kojarzą się mi z potworami. Owszem wiadomo, wkurzony kot to niezbyt sympatyczne stworzenie i nawet niewielki potrafi dać do wiwatu, ale żeby zaraz robić z niego bestię żądną krwi? Dusza kociary bardzo zdecydowanie sprzeciwiała się takiemu postawieniu sprawy. Nie było innego wyjścia – trzeba było sięgnąć po książkę. Ksina przeczytałam w jeden dzień. Czy mi się podobał? I tak i nie. Tak, bo chyba nie ma człowieka, który nie lubiłby bajek. Nie, bo w powieści znalazłam sporo niedoróbek, które skutecznie psuły mi lekturę ( i humor). Ale po kolei.
Konrad T. Lewandowski oddał czytelnikowi do rąk niemal klasyczną baśń “grimowską”. Mamy tu odmieńca nie akceptowanego przez świat, motyw wędrówki – poszukiwania akceptacji, miłości i własnego miejsca w świecie , ba mamy nawet motyw straty zmieniającej całą optykę. Główny bohater to bestia, która dzięki miłości i poświęceniu opiekunki odnajduje w sobie nie tylko ludzkie uczucia, ale także całe spektrum dobra, by w końcu okazać się bardziej ludzką niż niejeden spotkany człowiek. Baśń jak to baśń musi skończyć się dobrze, więc Ksin znajduje to, po co wyruszył – swoje miejsce, miłość, przyjaciela – mentora który pomaga mu rozwinąć i zmodyfikować umiejętności. Sam Ksin jest postacią dobrze napisaną, ciepłą, którą czytelnik jest w stanie polubić od pierwszych stron powieści i której kibicuje, przymykając oko na oczywiste niedoróbki. Wiadomo, to baśń a ta rządzi się swoimi prawami.
Drugim plusem Sagi jest świat wykreowany przez autora. Mroczny i zamieszkały przez wielką liczbę stworzeń których głównym celem jest dobranie się do ludzkiego mięsa i krwi. Strzygi, ghule, bazyliszki, pająkołaki, wilkołaki, koniołaki, wampiry zwykłe i symbiotyczne, porońce… można by długo wyliczać rozliczne monstra zamieszkujące Rohirre i puszczę Upiorów. Jest coś takiego w tamtym regionie co sprawia , że ludzie za życia i po śmierci przechodzą przemianę i stają się monstrami. Dodatkowo do książki dołączony został bestiariusz, rozszerzający listę paskudztw z którymi zetknęliśmy się w powieści. Warto dodać, że wprowadzenie do powieści strzyg, utopców czy południc, jeszcze bardziej podkreśla podobieństwo do baśni braci Grim
I na tym w zasadzie kończy się lista zalet. Pora zabrać się za minusy.
W powieści przeplatają się dwa wątki – pierwszy to wędrówka Ksina po śmierci opiekunki, drugi zaś to historia szlachcianki Aspai – rozwydrzonej córeczki bogatego kupca, która postanowiła wziąć los we własne ręce i postawić się tatusiowi.
Pierwszy wątek jest potraktowany dość po macoszemu. Wiemy dlaczego Ksin wyruszył z puszczy, jesteśmy z nim kiedy poznaje swoją miłość i towarzyszymy mu w walce z potworami u boku maga. To w zasadzie wszystko. Można pokusić się o stwierdzenie, że książce zatytułowanej Ksin. Początek, oglądamy bardziej migawki z życia kotołaka niż samą historię. Co gorsza, zarówno motyw spotkania Hanti jak i motyw spotkania maga są moim odczuciu mocno “niedorobione”. Postać Hanti jest płaska, jednowymiarowa, a sceny rodzącego się uczucia zostały opisane… hm, jakby to ładnie ująć… tak naprawdę wszystko zostało sprowadzone do seksu. I tu trochę brak logiki, bo jeśli w Ksinie drzemie kocia natura, to koty monogamistami nie są, samicy nie pilnują. A po opisach pana Lewandowskiego trudno uwierzyć, że Ksina trzymają przy Hanti uczucia wyższe. Co gorsza, pod koniec książki postać dziewczyny znika i tak naprawdę nie wiemy, czy jest dalej z kotołakiem.
Wątek drugi – ten mający wyjaśnić pochodzenie kotołaka, to w moim odczuciu jedno wielkie logiczne nieporozumienie. Po pierwsze, bohaterowie. W intrygę zamieszane są cztery postacie : Aspaia, Galion, Tagero i Fija. W kolejności – rozwydrzona panienka z dobrego domu, początkujący mag – aptekarz, znawca potworów zamieszkujących Puszczę Upiorów, wędrowny kuglarz – magik i posunięta w latach niewolnica, opiekunka Aspai. Początkowo akcja rozwija się jak w książeczce dla panienek z dobrego domu – jedynaczka postanawia dać nogę z domu, więc knuje intrygę. Już daruję sobie analizę działania kilku innych postaci, przy których logika najwyraźniej naciągnęła sobie kołdrę na głowę i oświadczyła, że ma wolne. Daruję sobie również następstwo czasu, bo tego także nie da się pojąć na trzeźwo. Bardziej irytowały mnie wolty jakie z głównymi postaciami wyczyniał autor. Weźmy choćby takiego Tagero. Jakim cudem magik – kuglarz nagle okazuje się być magiem o potężnej mocy? Przecież poznajemy go jako pośledniego speca od magicznych sztuczek pokazywanych jaśnie Państwu do kolacji? A Galion? Jakim cudem fajtłapa robiony przez wszystkich w przysłowiowe bambuko staje się nagle władcą potworów i najwyraźniej przywódcą rebelii przeciw królowi? Jakim cudem wreszcie Aspaia która dotąd rządziła fabułą nagle daje się zepchnąć do roli kury domowej? I tak dalej i w tym stylu. Jednym słowem, postacie porozłaziły się autorowi na szwach dość radykalnie. Motyw narzeczonego Aspai śpieszącego jej na pomoc litościwie pominę milczeniem, bo tutaj nie ma jednej rzeczy która by się przysłowiowej kupy trzymała.
Podsumowując: Ksin to taki wiedźmin, tylko bez wiedźmińskich zabawek. Nie musi łykać popitków i zagryzać ziółkami, żeby być nadzwyczajnie silny, szybki, czy widzieć w ciemności. Ma to z natury. Tak samo jak z natury ma wyczuwanie emanacji innych tworów Onego. ( No tak i tu kolejna nielogiczność – skoro Ksin powstał na drodze nazwijmy to magicznej inżynierii genetycznej, a nie wpływu Onego, to jakim cudem wyczuwa stwory które się przemieniły….). Jednocześnie jakimś cudem jest uodporniony na srebro i magiczne artefakty. Z ciekawości sięgnę po kolejny tom, ponieważ w dalszym ciągu bardzo trudno mi uwierzyć by autor piszący tak dobrze jak Lewandowski wypuścił taką niedoróbkę. Bo niestety, tom pierwszy sagi o kotołaku trudno określić innym mianem niż tylko pisanej na kolanie niedoróbki.
______________________________________________________________________________________________________Lashana
Muszę przyznać, że mam podobne odczucia co moja współrecenzentka.
Po pierwsze zaintrygował mnie kotołak (poza tym Ksin to podobno nasz rodzimy klasyk, więc wypadałoby w końcu przeczytać…), który niestety okazał się postacią nie dość, że mocno baśniową to jeszcze mało w fabule obecną. Po drugie bardzo spodobał mi się świat – pełen upiorów z wyobraźni autora i rodzimej mitologii. Strzępy historii świata, które serwuje nam Autor też intrygowały czasem bardziej niż fabuła Początku.
Poza tym… drugi wątek – Aspai, lekko socjopatycznej córki bogatego kupca, był ciekawszy niż tytułowy bohater, a postacie były co prawda zdecydowanie antypatyczne, ale też bardziej rozbudowane. Do tego wątek, nazwijmy to łóżkowy (bo romansem to trudno nazwać) jest dość trudny do przełknięcia i uwierzenia. Logika momentami też szwankuje a motywacje bohaterów bywają mocno naciągane (chociaż na to można przymknąć oko, w końcu nie wszyscy bohaterowie muszą być bardzo logiczni, jak to jest dobrze uzasadnione).
W sumie najbardziej przeszkadzała mi postać Hanti – ledwo naszkicowana, i nielogiczności z nią związane, a sam Ksin jest raczej postacią mocno drugoplanową i trochę mało wyrazistą.
Jednak spodobał mi się świat i lekki styl autora i w sumie ze względu na Suminor sięgnę po kolejny tom. Początek ma sporo wad i trzeba przyznać, że czasem przy lekturze zęby zgrzytają, ale ma też swój baśniowy urok, który ratuje czytelnika.
Polecać zdecydowanie nie polecam, chociaż gorsze książki też już czytałam.
Recenzja godna namysłu, aczkolwiek zarzuty są skutkiem zbyt pośpiesznego czytania, “w jeden dzień”. Wszystkie wątpliwości recenzentki są wyjaśnione w tekście, wystarczyło w pośpiechu nie przeoczyć wskazówek.
Uwaga! Zagłębianie się w analizę “minusów” grozi spojlerem!
Autor
Dziękuję za wypowiedź. Mam na półce kolejne dwa tomy przygód “kociastego”, jak sobie na własny użytek nazwałam Ksina. Obiecuję czytać wolniej. Osobiście sądzę jednak, że na moją ocenę przygód Kotołaka wpłynęła również lektura innych książek Autora, które nie ukrywam, podobały mi się znacznie bardziej i do których choćbym chciała, przyczepić się nie mogę. Pozdrawiam.
Przypominam, że “Ksin” to mój debiut literacki, pierwsze wydanie 1991 rok. Chociaż to czwarte wydanie nie dało się tego napisać tak jak po 20 latach treningu. Pewne rzeczy musiały zostać niezmienione. Całkiem nowa książka to dopiero szósty, ostatni tom sagi – “Kotołak na Bagnach Czasu. Powrót do Suminoru” i tu sobie powalczyłem z Martinem i “Grą o tron”…