Ostatnio czytam niemal wyłącznie książki podsuwane mi przez znajomych, którzy domagają się opinii o swojej lekturze, a jeszcze bardziej – potwierdzenia swojej opinii o tym co przeczytali. W efekcie sterta książek do przeczytania zaczyna się niebezpiecznie przechylać i grozić przysypaniem czytelnika. Porwaną pieśniarkę dostałam z komentarzem – ” nie wiem co o tym sądzić”. Dość zaskakujący komentarz, przyznacie sami. Po lekturze muszę jednak przyznać, że jest to komentarz uzasadniony.Porwana pieśniarka to tak naprawdę zlepek schematów i motywów. Przede wszystkim bazuje na bardziej baśniowym niż fantastycznym motywie “pięknej i bestii”. (przy okazji zaczęłam się zastanawiać ile baśni jest w fantastyce a fantastyki w baśni, ale to rozważania na zupełnie inny czas). Kolejnym “naczelnym” motywem jest magia krwi i związana z nią klątwa. Motyw samotnej góry zalatuje Władcą Pierścieni, podobnie jak motyw magicznego miasta. Schemat trójkąta: “on magiczny – ona nadzwyczajna – on zwyczajny” również jest wyeksploatowany do cna. Podobnie jak motyw magicznych istot zakochanych w złocie, siedzących okrakiem czy raczej mieszkających na niebotycznych bogactwach. Gdzieś jeszcze cichutko zabrzęczy nam mitem o Midasie, ówdzie dmuchnie w nos Królową Śniegu… A domyślam się, że jeszcze nie wyliczyłam wszystkiego co upchała do swojej powieści autorka. Do tego dość przewidywalna od pewnego momentu fabuła i przewidywalne zakończenie.
Jednocześnie muszę przyznać, że ten zlepek schematów motywów, kodów kulturowych czyta się bez wielkiej przykrości i całkiem szybko. Może nie jest to najbardziej porywająca lektura z jaką ostatnio miałam do czynienia, ale i nie przyprawia o permanentny ból zębów. Na plus muszę zaliczyć autorce wątek romansowy. Choć książka jest wyraźnie adresowana do młodych czytelników nie znajdziemy w niej rozważań miłosnych w stylu Marysi S. Rozterki sercowe, choć zdecydowanie “nastoletnie” nie przyprawiają o trwałe uszkodzenie szczęki. Są po prostu takie, jakie mogą mieć młodzi ludzie w tym wieku, więc niezbyt rażą w ustach bohaterów. To co mi się nie podobało, to tło akcji czyli tzw. “okoliczności przyrody”. Moim zdaniem autorka nie wszystko do końca przemyślała i momentami spod dekoracji wyłazi goła ściana. Podobnie jest z resztą z historią trolli i ich mitologią. Co do bohaterów – są, jacy są. Momentami schematyczni, momentami zwyczajni, momentami niedorysowani, momentami przerysowani. Jednym słowem tacy jakich można się spodziewać po literackim debiucie. Widać, że materia słowa wodziła autorkę za nos.
Podsumowując – nie dziwię się koleżance, która oświadczyła, że nie wie co o książce myśleć. Bo popatrzcie sami – zlepek, ale dobrze zlepiony, czyta się szybko i bez bólu, ale nie pozostawia jakiś wielkich wrażeń, młodzieżowa, ale bez wielce modnych “młodzieżowych” rozważań w stylu “kofam kofanego chlopacka…”. No i ta baśniowość, która sprawia, że opowieści darowujemy wiele.
Chyba mocny średniak ze znakiem zapytania.
_______________________________________________________________________________________________Lashana
Trzeba przyznać, że Pieśniarka zaskakuje i to o dziwo pozytywnie. Bohaterka nie jest Marysią Zuzanną, nie siedzi w kącie i nie rozpacza jaka to ona niezwykła i jak to nikt jej nie rozumie, tylko działa. Używa mózgu. Nie wywołuje miłości instant. Hurra! Wypijmy za zdrowie autorki!
Główny bohater też przedstawia sobą dużo więcej niż widać na pierwszy rzut oka i potrafi myśleć. Hurra. Historia może nie toczy się w jakimś zawrotnym tempie, ale też nie pozwala się nudzić i w odpowiednich momentach odsłania kolejne fragmenty układanki. I zostawia jeszcze trochę na później, zamiast – jak to często bywa – rzucić z rozmachem kawę na ławę i od razu przejść do romansu. Co prawda okoliczności przyrody są średnio oryginalne i ledwo naszkicowane, ale nie przeszkadza to za bardzo (będzie trochę gorzej, jak takie pozostaną w kolejnych tomach). A bohaterowie faktycznie się autorce porozłazili bez nadzoru, chociaż tragicznie nie jest.
Ilość zapożyczeń, odniesień i podkradzionych fragmentów i motywów jest dość irytująca – tu trochę Sidhe, tu trochę Królowej Śniegu, tam trochę Igrzysk Śmierci i szczypta Władcy Pierścieni na dodatek. Chociaż w przeciwieństwie do np. Eragona dało się to wszystko w miarę posklejać w całość. Romans… cóż, romans przypomina, że nadal jest to literatura YA i mimo tego, że zachowanie i wybory bohaterów chwilami irytują, to te zachowania pasują do ich wieku, więc w sumie nie ma się co czepiać. Całość czyta się lekko, szybko i o dziwo bezboleśnie.
Nie powiem, żeby było to arcydzieło young adult. Mimo, że Pieśniarka jest zdecydowanie lepsza od wielu pozycji gatunku, które zdarzyło mi się czytać, to nadal jest to tylko (albo aż, sądząc po statystyce gniotów) sympatyczny, niezobowiązujący przeciętniak.