Arborium to jedyna enklawa drzew w świecie ze stali i szkła. Miasto zawieszone na drzewach ponad kilometr nad ziemią jest też średniowiecznym skansenem – ubiory, technologia (a raczej jej brak), zachowanie i zwyczaje mieszkańców to takie nadrzewne podgrodzie zamkowe. Co więc powstrzymuje resztę świata przed wycięciem ich, nomen omen, w pień?
Odpowiedź na to pytanie poznajemy dosyć szybko i równie szybko dowiadujemy się o spisku, którego plan przypadkiem podsłuchuje Ark – młody pomocnik kanalarza. Akcja rusza z kopyta i nie zatrzymuje się nawet na chwilę – Ark ucieka i stara się uratować własną skórę i Arborium.
Książka jest dość nierówna – ciekawe pomysły związane z Arborium są zrównoważone niezbyt pomysłowym słowotwórstwem (gałęzioulice, gałęzioludzie). Niby cały czas coś się dzieje, ale po pierwsze bieganina Arka zalatuje trochę Władcą Pierścieni, a po drugie bohater tyle razy cudem wymyka się z opresji, że w pewnym momencie zaczyna to być zabawne. Bohaterowie są jednoznaczni i przerysowani (poza samym Arkiem i jego opiekunką), źli oczywiście są źli do szpiku kości i w dzieciństwie wyrywali muchom skrzydełka i podstawiali nogi staruszkom, a dobrzy w życiu nie pomyśleli o nikim źle. Bohaterowie są zdecydowanie stworzeni dla młodszych czytelników, ale przez to, że są czarno-biali nadają książce pewnej baśniowości. Fabuła (a zwłaszcza zakończenie), tak jak konstrukcja świata są mocno uproszczone i bez problemu dałoby się znaleźć dziury w logice. I czemu, na wszystkich bogów, pseudo-górnicy mówią po śląsku!
Kruczobór jest zbyt uproszczony i naiwny dla dorosłego czytelnika, chociaż myślę, że może spodobać się młodszej młodzieży, która będzie przeżywać przygody razem z Arkiem bez zbytniego analizowania fabuły. Ale mogę się też założyć, że dla rzeczonej młodzieży znalazłoby się parę lepszych i ciekawszych książek…