Hollinghurst Allan – Obce dziecko

W niewielkiej posiadłości Dwa Akry wielkie poruszenie. Tego wieczoru wraca ze szkół młodszy syn pani domu oraz jego przyjaciel – mało, że przyszły baronet to jeszcze w dodatku publikowany poeta.  Tak zaczyna się opowieść, która przez ponad sześćset stron i pięć części będzie nas prowadziła przez nieco duszny świat angielskiego mentalności. Ale czy angielskiej? Takie pytanie zadałam sobie na końcu.Mamy w tej książce wszystko: gejów, arystokrację, wdowy, matkę po stracie uwielbianego dziecka, szkołę dla chłopców z internatem, drugiego syna nie mogącego wygrzebać się z cienia pierwszego, intrygę kryminalną, skandal obyczajowy, przemiany społeczne.  Ale o dziwo, pomimo nagromadzenia takiej ilości wątków powieść jest bardzo dobrze poukładana, a przez to spójna. W pewnym momencie czytelnik zaczyna mieć nawet pewną frajdę, z odkrywania kolejnych intryg i dusznych tajemnic. Jednak właśnie ze względu na ową duchotę, trudno nazwać lekturę Obcego dziecka przyjemną. W każdej części mamy kontredans obłudy, pozorów, fałszu i zakłamania. Postacie są przedstawione wyjątkowo nie sympatycznie – nie znalazłam ani jednego bohatera/bohaterki której mogłabym “kibicować”. A na wszystkim – na mniejszych i większych dramatach cały czas ciąży duch młodego poety-geja i jego skłonności skrzętnie zagrzebywanych pod dywan. Niejednokrotnie w trakcie lektury zadawałam sobie pytanie, czy gdyby Cecil Valance nie zginął na polach Francji byłby dalej znanym poetą? Czy jego poezje uznane by zostały za młodzieńcze wprawki i wstydliwie przemilczane? Jaki naprawdę był w tym wszystkim udział matki Cecila? Czy to nie ona tak naprawdę go – ze szkodą dla całego otoczenia wykreowała? Jak musiał czuć się drugi syn, spychany w cień podrzędności przez stawianie (całkiem dosłownie) na piedestale martwego brata – poety – geja? Czy jego okrucieństwo i socjopatia nie były w jakimś sensie czymś co nazwałam na własny użytek efektem Valance’a?

Wiele jest tych pytań które pozostają po zakończeniu lektury Obcego dziecka.

Autor doczekał się łatki pisarza gejowskiego, czemu po lekturze książki nie specjalnie się dziwię, bo momentami miałam wrażenie, że homo bądź biseksualistami są w tej powieści niemal wszyscy mężczyźni. Kobiety zaś  są w niej w gruncie rzeczy tragicznym, czasem tragikomicznym tłem. Ofiarami sytuacji, parawanami dla skłonności ich mężów, braci, synów i przyjaciół. Jak już wspomniałam – książka zmusza do zadawania pytań, a jednym z nich jest – czy i jeśli tak, to jak wiele dramatów i dziwnych sytuacji dookoła nas wynika właśnie z ukrywania skłonności nieakceptowanych przez środowisko w jaki się wychowuje ten czy inny człowiek. Ile takich sytuacji jest dookoła nas?

Trudna, duszna, momentami męcząca lektura, napisana przez człowieka dysponującego świetnym warsztatem pisarskim i doskonałym lekkim piórem. Inaczej byłaby chyba nie do przejścia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *