(4 / 5) Nasłuchałam się tylu jęków i zachwytów nad postacią Eberhardta Mocka, że w końcu postanowiłam i ja zmierzyć się z pisarstwem Marka Krajewskiego. Capnęłam więc co mi w bibliotece pod ręce wpadło. Rzecz jasna nie był to pierwszy tom przygód inspektora… No klątwa jakaś czy co… I dość szybko okazało się, że choć teoretycznie powieści o Eberhardzie Mocku można czytać w dowolnej kolejności – jak każdy kryminał związany postacią głównego bohatera, to jednak w tym przypadku nie jest to najlepsze rozwiązanie. Cały czas miałam poczucie, że historia opowiedziana w poprzednich tomach ma niemały wpływ na to jak zachowuje się Mock.
Wracając jednak do samej książki. Akcja Festung Breslau rozgrywa się w oblężonym przez Rosjan Wrocławiu i strach przed “hordami ze wschodu” gwałcącymi i mordującymi wszystko co się rusza, jest jednym z ważnych elementów kryminalnej układanki. Czytelnik cały czas czuje klimat otoczonego, zaszczutego wręcz miasta, w którym nie milknie ostrzał artyleryjski, a kolejne grupy mieszkańców są konsekwentnie zamieniane w mięso armatnie. Za umiejętność oddania tego klimatu – wielki plus dla autora.
Niemcy ukazani przez Krajewskiego nie są tymi sztampowymi hitlerowcami do których przyzwyczaiła nas literatura. Są zwykłymi ludźmi ubranymi (lub nie) w mundury, w których strach uwalnia czasem bestie, a czasem ujawnia człowieka. To zresztą generalna zasada dotycząca wszystkich postaci kreowanych przez autora – nie są jednowymiarowe. Są za to psychologicznie bardzo prawdziwe. Bez zastrzeżeń “łykamy” ich zachowania – zarówno te dobre jak i te.. obrzydliwe. Eberharda Mocka bowiem w żadnym przypadku nie możemy ogłosić bohaterem pozytywnym. Ma swoje brzydkie strony i brudne tajemnice. Miota się pomiędzy chęcią ukarania mordercy, a obowiązkiem zaopiekowania się, czytaj wywiezienia schorowanej żony z oblężonego miasta. Monologuje i użala się nad samym sobą, a zapomina, że jest za kogoś odpowiedzialny. Tworzy sobie obraz świetlanego życia u boku innej kobiety, zapominając o tu i teraz. Ma w sobie coś z tragizmu Marlowe’a i jego idealizmu, a jednocześnie jest brutalny i cyniczny w sposób daleko przewyższający postać stworzoną przez Chandlera.
Spotkałam się ze stwierdzeniem, że Krajewski tworzy inteligentne kryminały. Całkowicie się z nim zgadzam. Festung Breslau jest dopracowana w każdym szczególe i logiczna. Autor umiejętnie gmatwa tropy, zdecydowanie utrudniając czytelnikowi rozwiązanie zagadki dzięki czemu zakończenie jest zaskakujące ( i jak dla mnie irytujące, bo Mock w roli w jakiej obsadził go na koniec autor bardzo mi się nie podoba. Choć znowu – jest to rozwiązanie logicznie, fabularnie i psychologicznie poprawne, więc przyczepić się nijak nie mogę).
Podsumowując – Festung Breslau to inteligentny kryminał, ale uwaga, nie polecam osobom delikatnym i wrażliwym, bo poziom brutalności i okrucieństwa jaki funduje czytelnikowi autor oscyluje moim zdaniem w tzw. stanach górnych.