Tregillis Ian – Wojny alchemiczne T.1 Mechaniczny (dwugłos)

I znowu historia potoczyła się inaczej. Holandia, dzięki odkryciom alchemików stworzyła mechaniczną armię i podbiła cały świat. No, nie do końca cały, bo w Ameryce, broni się jeszcze resztka królestwa Francji. Ale czy jest na świecie siła zdolna oprzeć się mechanicznej armii? I kim są tak naprawdę, mechaniczni służący? Czy to rzeczywiście blaszane maszynki bez uczuć i emocji, jak wmawiają zegarmistrzowie?To tylko część pytań jaka nasuwa się czytelnikowi, który zagłębi się w świat wykreowany przez Iana Tregillisa. Świat jednocześnie fascynujący, wciągający i odrażający. Bo zegarmistrzowie… kłamią. Mechaniczni nie są bezdusznymi kukiełkami, a tym co je zmusza do posłuszeństwa jest tak naprawdę ból. Każdy z mechanicznych stworów ma też własne uczucia i odczuwa emocje. Tak naprawdę bliżej im do Andrew Martina z Człowieka przyszłości, niż cmdr. lt. Daty. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że Mechaniczni są nową rasą, zniewoloną przez swoich twórców. I jak każdy niewolnik – marzącą o wolności. Od czasu do czasu, temu czy tamtemu  mechanicznemu słudze udaje się uwolnić od krępujących go imperatywów. Marzy o tym również Jax, główny “mechaniczny” bohater powieści. Przypadek sprawia, że jego marzenie się spełnia. Czy zdoła uchronić świeżo zdobytą niezależność? Umknie pościgowi swoich zniewolonych współbraci i  zegarmistrzów?

Akcja książki od początku toczy się wielotorowo. Jednocześnie obserwujemy przygody Jaxa, wojnę wywiadów w rozpaczliwie broniącym się królestwie Francji, przygody pastora/księdza i szpieg-mistrzyni. (Ups, właśnie przedstawiłam wam czwórkę głównych bohaterów powieści). W zasadzie, akcja nie tyle toczy się, co rwie z kopyta, wycinając hołubce na zakrętach. Może nie wsysa nas tak, by nie dało się odłożyć książki ani na moment, ale zdecydowanie to odkładanie utrudnia. Dotąd nie byłam fanką steampunka, ale ta książka mnie zdecydowanie do tego nurtu przekonuje. Jest  nie tylko inteligentna, ale też nie przekombinowana.  Jesteśmy w stanie bez większego krztuszenia się zaakceptować taką konstrukcję świata i uwierzyć w tak a nie inaczej ukształtowanych bohaterów. Na całe szczęście autor uniknął też pokusy nadmiernego filozofowania. Choć zadaje nam trudne pytania o tożsamość, wolność, o naturę człowieczeństwa, jednak nie przytłacza nimi czytelnika. Kto nie ma ochoty zastanawiać się nad tym co decyduje o człowieczeństwie może skupić się na warstwie przygodowo – rozrywkowej i też nie będzie zawiedziony.

Jeśli natomiast chodzi o bohaterów, to nie jest już tak różowo.O ile klakier Jax od razu zawojował moje serce, o tyle hrabina zupełnie nie przypadła mi do gustu. Z jednej strony kreowana na super szpiega i twardą kobitkę, z drugiej strony lamentująca nad śmiercią męża do której walnie się przyczyniła. Z jednej strony czuła i wrażliwa, z drugiej posuwająca się do czegoś na kształt wiwisekcji. Domyślam się, że ten zabieg miał ukazać złożoność ludzkiej psychiki i natury, ale w praktyce autorowi wyszło coś a’la ptyś z nadzieniem rybnym ( kto jeździł drzewiej na obozy harcerskie ten zapewne pamięta słynnego “dżemiącego śledzia”), czyli zestaw absolutnie niestrawny.

Pomijając jednak tę niedogodność – Mechaniczny jest całkiem czytalny.

_____________________________________________________________________________________________________________Lashana

 

W przeciwieństwie do współrecenzentki ja jestem fanką steampunku. I ku mojemu ubolewaniu muszę stwierdzić, że znalezienie dobrej książki z gatunku jest wyjątkowo trudne. Przypadki w których dostaniemy sensowną fabułę i parę – nie tylko jako ładne (i bezsensowne gadżety), ale jako integralną część rzeczywistości, która będzie miała sens – można policzyć na palcach jednej ręki. I jeszcze można by podłubać w nosie, jakby ktoś mocno chciał.
Mechaniczny wzbudził mój entuzjazm zaskakująco szybko, bo już w pierwszych rozdziałach. I ku mojemu zeskoczeniu ten entuzjazm nie zniknął do samego końca książki. Jeszcze ciekawsze było to, że nie został wywołany tym na co czekałam najbardziej sięgając po książkę, czyli steampunkiem, tylko historią alternatywną i miejscem akcji.
Zamiast sztampowego zamglonego Londynu, dostajemy Holandię, z domieszką Ameryki, ale podzielonej inaczej niż znamy to z historii. Konflikt nie toczy się między Anglią a Stanami, ani Anglią a Francją, a między Holandią i Francją. Oczywiście gdzieś z religią w tle. Czołowym naukowcem tego świata jest… Huygens. Nie Darwin i Brunel, nie Einstein, tylko Huygens. Hurra! W końcu coś nowego, świat podzielony w innym punkcie czasu i mapy. Na dodatek nadal mający historyczny sens. A do tego steampunk, który jest nie tylko ładnym umilaczem krajobrazu, nawet nie tylko integralną częścią świata, ale jego wytłumaczeniem.
I jak tu się nie zachwycać?
Żeby było ciekawiej, dostajemy fabułę, która jest nie tylko wielowątkowa, ale na dodatek sensowna i logiczna. Ponieważ wydawało mi się to trochę dziwne (coś to za pięknie wyglądało) to spytałam się Googla o autora. Googiel twierdzi, że autor jest doktorem. Fizyki. To ja nie mam więcej pytań, usiądę sobie spokojnie i poczytam. I przestanę się martwić, że trafię w środku książki na jakiś logiczny babol. I faktycznie na żaden nie trafiłam.
Cztery wątki serwują nam po trochu: wojnę, politykę, przygodę, tajnych agentów i walkę o wolność. A wszystko to z dodatkiem wartkiej akcji, przez co trudno książkę odłożyć. Poza tym nie pozostaje mi nic innego, jak zgodzić się z przedmówczynią: mimo, że autor porusza ważne tematy nie zarzuca czytelnika moralizatorstwem ani nadmiarem filozofii. Co jest kolejnym plusem w już całkiem konkretnej kolekcji zalet. Jest też jeden minus – szpieg w spódnicy jest nie tylko postacią najmniej ciekawą, ale też momentami lekko niespójną. Reszta bohaterów wypada zdecydowanie lepiej, ale w połączeniu z całą resztą nawet kiepsko napisane postacie mogłabym wybaczyć, całe szczęście nie muszę.
Oryginalny steampunkowy świat, kilka wątków, trochę tajemnic, dużo akcji i logika nie ucierpiała w trakcie czytania. Zdecydowanie polecam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *