Drugi i niestety ostatni tom Świata Verity przełknęłam jednym tchem. Kontynuacja Okrutnej pieśni jest równie dobra jak poprzedniczka choć jak to zwykle bywa – bohaterowie nam zbrzydli. To prawda, że August i Kate, po wydarzeniach tomu pierwszego nie mogli, po prostu nie mogli pozostać tacy sami. Kłóciłoby się to z logiką, rozsądkiem i psychologią. Ale jakże chętnie czytalibyśmy o bohaterach którzy przeszli okrutny chrzest i wyszli z niego nietknięci… Jednak myliby się ten, kto sądziłby, że tytułowy mroczny duet to właśnie Kate i August. Drugi tom zaczyna się nieco później niż zakończenie tomu pierwszego. Kate nie wróciła do Prawdziwości. Na dobre przekroczyła Ziemie Jałowe i zamieszkała w Dobrobycie. Ludzie tutaj nie żyją w strachu przez stworami nocy, choć miasto nie jest od nich całkowicie wolne. Kate wykorzystuje swoją wiedzę i staje się ukrytym obrońcą miasta i zamieszkujących w nim ludzi. Do czasu, aż w wydawałoby się dobrze znanym świecie potworów nie pojawi się nowe monstrum. August po powrocie do Prawdziwości musi zastąpić swojego brata. I odkryć, że Sunajów musi być trzech. W miejsce Leo pojawia się nowy sędzia.
Jeśli jednak spodziewaliście się, że akcja od początku ruszy z kopyta to jesteście w błędzie. Na początku jest mocno niemrawo. Kate w obcym środowisku jest jakaś pozbawiona blasku i charyzmy którą tak pociągała w tomie pierwszym. Niby działa niby walczy, ale cały czas mamy wrażenie, że nie otrząsnęła się po wydarzeniach z domku na pustyni i nie bardzo wie co z sobą zrobić. A czytelnik od początku ma wrażenie, że rozdzielając się Kate i August popełnili błąd. Z Augustem już nie jest tak prosto. Po unicestwieniu brata jakby zapadł się w sobie. Najwyraźniej przestał marzyć o byciu człowiekiem. Chodzi i działa, ale jakoś tak rutynowo. Wykonuje swoją pracę sędziego, jak nie przymierzając pracownik przy taśmie. Co gorsza, gdzieś w głębi niego ciągle odzywa się głos Leo. Tak jakby jaźń brata połączyła się na dobre z jaźnią Augusta. Jakby jego obecność w głowie była swoistym rodzajem pokuty za śmierć mrocznego anioła. Kiedy więc Kate powróci do miasta okaże się, że jej wyobrażenia o Auguście zupełnie nie przystają do rzeczywistości. Para ma więc przed sobą nie lada zadanie. Musi odnaleźć to co ich łączyło, przejść ponad tym co ich dzieli. I to dogadywanie się jest dla nich i dla czytelnika bolesne. Na całe szczęście autorka nie poszła pod publiczkę i nie zafundowała nam wątku miłosnego. Jeśli zatem jest w tej książce miłość – to jak w życiu, ukryta głęboko, niejednoznaczna, trudna.
Inne postacie nie są zarysowane aż tak wyraźnie.Nawet Sloan, rzeczywisty władca potworów i oponent duetu Kate – August nie jest tak bogato sportretowany, choć i w nim znajdziemy całą gamę uczuć. A jego partnerka z mroku, Alice, powołana do życia zbrodnią Kate jest chyba zamierzenie tylko czarno-biała. To zło w czystej postaci.
Autorka do samego końca nie odpowie nam też jednoznacznie o który duet chodziło jej w tytule. Czy o Augusta i Leo, czy o Kate i Alice, czy o Sloana i Alice, czy Kate i Augusta, czy wreszcie o Kate i tajemnicze monstrum, czy o Augusta i nowego Sunaja. Duety zmieniają się pary plączą w jakimś lekko upiornym kontredansie, a czytelnik musi sam wybrać.
Nie zawiodło mnie również zakończenie, choć trochę się go spodziewałam, a trochę obawiałam. I trochę nie chciałam. Ale autorka właśnie tak pisze – pozostawiając czytelników z chaosem w głowie, mętlikiem w sercu i mnóstwem pytań na które nie ma dobrych odpowiedzi.
Polecam.