Dynastia Piastów nieuchronnie zbliża się do swojego końca. Wie to czytelnik, mądry wiedzą wyniesioną ze szkoły, ale bohaterowie nie mają o tym pojęcia. Więc starają się ze wszystkich sił zapewnić swoim dziedzinom i następcom przyszłość jaką wymarzyli. I właśnie to najmocniej wybrzmiewa z kart ostatniego tomu cyklu – rozpaczliwa walka o zapewnienie sukcesji. Walczą o to i Jan Luksemburski i Władysław Łokietek – każdy na swoją miarę, każdy na swój sposób. Na szachownicy zwanej życiem, coraz mocniej widać, jak padają kolejne figury. A czytelnik wie jak to się skończy. I jest w tym jakiś tragizm, gdy patrzymy jak plany, marzenia, projekty opracowane z największą przecież starannością, takim czy innym zrządzeniem losu dają skutek odmienny od zamierzonego. Bo przecież wiemy – Piastowe nie przetrwają. Kazimierz, z takim trudem ocalony przez Jemiołę dochowa się samych córek. Aż nie możemy nie zadać sobie pytania co by było, gdyby Łokietek jednak ustanowił prawo sukcesji przez dziewczyny? Czy byłoby lepiej? A może właśnie, byłoby gorzej? Wszak Krzywousty też miał dobre zamiary. A wiemy wszyscy czym to się dla Polski skończyło. Bohaterowie się postarzeli. Zmęczyli. Zdarli. Wiedzą, że to końcówka. Że na arenę wchodzi nowe pokolenie. I to nowe pokolenie, nie będzie grało według starych reguł.
Takie i inne pytania historyczno – filozoficzne plątały mi się po głowie w trakcie lektury ostatniego tomu Odrodzonego królestwa. Bo sama książka… cóż, Elżbieta Cherezińska pisać umie i umie czytelnika tym pisaniem uwieść. Tu na całe szczęście nic się nie zmieniło i mam nadzieję, nie zmieni. Jeśli bierzesz do ręki Jej książkę możesz niemal w ciemno być pewien – wciągnie cię, pochłonie i nie pozwoli odłożyć, póki ostatnia kartka nie zostanie przeczytana.
Polecam