(3 / 5)Pod skóra naszej rzeczywistości toczy się życie o którym nie mamy pojęcia. Jeśli o nim wspominamy, to w kontekście kryminalnych porachunków, mafijnych rozgrywek, trupów i krwi. Tymczasem obok, dzieje się coś jeszcze. Toczy się tzw. “wielka gra”. Wojna wywiadów, polityczna rozgrywka, nie mniej brudna i krwawa jak ta mafijno – bandycka. I nie jest to wcale wymysł XX wieku. Wystarczy wspomnieć podskórną rozgrywkę, która wsparła koronację Bolesława Chrobrego, czy sukcesy polskiej dyplomacji za czasów Władysława Jagiełły.Elżbieta Cherezińska podjęła się nie lada wyzwania. Jej Turniej Cieni, jest próbą pokazania takiej właśnie wielkiej gry toczącej się w Europie w okresie dla Polaków szczególnie bolesnym. Oto upadło powstanie styczniowe. Polacy trafiają na emigrację. W Europie wciąż grzmią echa bitew o Olszynkę Grochowską czy pod Stoczkiem, emigrujący powstańcy są witani jak bohaterowie. Tak naprawdę jednak Francja wita w nich potencjalne mięso armatnie. W szeregach emigracji też nie ma jedności – pojawiają się różne nurty i “pomysły” , od tych najbardziej konserwatywnych po najbardziej szalone dziś powiedzielibyśmy “lewackie”. A za zakrętem czeka wszak Towiański ze swoimi wizjami. Jednocześnie Anglia i Rosja zaczynają swoją niezwykle intrygującą i krwawą rozgrywkę o dostęp do Indii przez azjatyckie stepy.
Chylę czoła przed zamierzeniem, bo znając warsztat tej autorki – przygotowanie do pisania tej powieści musiało zająć niemało czasu. Chylę czoła, bo wzięła na warsztat nie tylko trudny dla Polaków okres, ale też czas, kiedy wszyscy – oni wtedy i my teraz zadawali sobie pytanie o to czym jest polskość. Chylę czoła wreszcie, że autorka nie uciekła od trudnych pytań, nie poszła w barwną narrację wielkiej szpiegowskiej przygody, ale oddała w swojej powieści też paskudny ciężki smrodek naszych własnych typowo polskich grzechów i grzeszków – grzęźnięcia w bohaterszczyźnie, szukania idoli zamiast własnej drogi, zaufania ofiarowanego za nic ludziom którzy na to zaufanie zupełnie nie zasługiwali.
Elżbieta Cherezińska pisze świetnie i w zdecydowanej większości bardzo lubię jej prozę, a na każdą nową książkę rzucam się z pieśnią na ustach, pewna, że dostanę kawałek dobrej literatury. I najczęściej się nie zawodzę. Ale przy Turnieju… nie wiem czy czegoś brakło książce, czy czegoś brakło mnie. Męczyłam się z nią straszliwie.