(3,5 / 5) SybirPunk leżał sobie spokojnie na stosiku do przeczytania, zagrzebywany coraz bardziej i bardziej przez dorzucane na wierzch “nowości”. Aż wpadł w oko Synowi. Synowski lubi klimaty postapo porwał ją jak diabeł dobrą duszę. Nie zniechęciła go nawet konieczność rozwalenia a później odbudowania mojej wieży czytelniczego wyrzutu sumienia. Po tygodniu…. oddał mi książkę z komentarzem: nie muszę czytać o tym co mam za oknem. Lekko zdetonowana takim podejściem do tematu wzięłam się sama za czytanie i muszę stwierdzić, że trochę racji w tym synowskim stwierdzeniu było. Zwłaszcza dziś, gdy piszę tę recenzję w ściśle zamkniętym domu, odcinającym mnie od szalejącego na zewnątrz upału.Gołkowski zabiera nas w przyszłość, która jakoś dziwnie w wielu miejscach podobna jest do teraźniejszości. Katastrofa klimatyczna dzieje się w najlepsze, nawet na Syberii słonce pali niemiłosiernie i najlepszym co może zrobić człowiek to mieć klimakurtkę, która choć trochę odprowadzi upiorne ciepło. Rosja to zamknięta enklawa, świat rodem z Orwella, Chińczycy nie tylko trzymają się mocno, ale też zagarnęli kawałki dawnego imperium ( Kaliningrad to teraz chińskie miasto, gdzie człowiek rasy kaukaskiej jest ewenementem). Ludzie implantują się na potęgę. Po części dlatego, ze muszą, po części dlatego, że mogą, po części dlatego, że zmusza ich do tego skorumpowana służba zdrowia pod rękę z towarzystwami ubezpieczeniowymi. Gangi mają się w najlepsze, piramidy finansowe jeszcze lepiej, policja kombinuje, a kto ma wtyki ten może spać spokojnie. No, przynajmniej w teorii. Słowem, faktycznie jakoś to do rzeczywistości podobne.
A z drugiej strony – mamy typowego faceta po przejściach: rozwiedzionego, po czterdziestce, weterana Legii Cudzoziemskiej z cyborgizowaną ręką, prywatnego detektywa, uchlewającego się jak świnia, mieszkającego w zagraconym czy wręcz zaświnionym lokum w towarzystwie psa,który do tego zaświnienia mocno się przyczynia, no ale czego wymagać od zwierzaka zamkniętego po całych dniach w domu? W końcu musi się jakoś wypróżnić. Podsumowując – taki Chandlerowski bohater, tylko z psem i rosyjską duszą. Trafia mu się wreszcie zlecenie życia, ale… czytelnik od razu ma wrażenie, że oto nasz bohater zawarł pakt z diabłem i przyjdzie mu za niego słono zapłacić. W dodatku w trakcie poszukiwań rozwiązania spotyka młodą, piękną i niebezpieczną. I zakochuje się, jak na typowego faceta w średnim wieku przystało. Nie włączają mu się żadne sygnały alarmowe, za to włącza tryb stroszenia piórek. I chyba tylko czytelnik widzi, że właśnie uruchomiony został przepis na katastrofę.
Grube tomiszcze czyta się zaskakująco szybko i łatwo, zwłaszcza jeśli przymknie się oko na miejsca, gdzie dusza rosyjska wylewa się autorowi na strony a bohater powtarza się i powtarza.. Akcja na początku toczy się może nieco ślamazarnie ale pod koniec nabiera tempa i rwie z kopyta. Przyznaję, że w intrydze się pogubiłam, ale mam wrażenie, że nie o nią tu idzie, więc grzebanie w kolejnych warstwach piramidy finansowej i próby jej zrozumienia można sobie podarować.
Na razie mocne 3,5 gwiazdki i czekam co wypełznie do mnie z drugiego tomu tej historii. Trzeciego jeszcze zapobiegawczo nie kupiłam…