(4 / 5) Lubicie powieści łotrzykowskie? Podobały się Wam dzieje Locke’a Lamory? Jeśli tak – śmiało sięgajcie po Pierwszy tom nowej trylogii Antoniego Ryana. To podobny klimat, podobna swada. I wciągająca, barwna historia. Brałam się do książki trochę jak pies do jeża, ale niemal od razu wsiąkłam na amen. Parias jest “winien” dwóch zarwanych nocy, boże jest już baaaardzo późno, a w zasadzie, że jest już jutro orientowałam się dopiero po kolejnej odwróconej kartce ( znacie to – ” jeszcze tylko tę jedną stronę….”, prawda?)Historię opowiada nam sam bohater, Alwyn Skryba. Domyślamy się, że znajduje się pod koniec swojego życia, albo na jakimś poważnym zakręcie, ale tak naprawdę nie wiemy tego na pewno. Bo historia zaczyna się od siedzenia młodziaka w zasadzce. Alwyn jest członkiem bandy słynnego banity i szybko się orientujemy, że to nie wesoła kompania W stylu Robin Hooda, a zbieranina przedziwna, od życiowych wyrzutków, przez wykolejeńców, po prawdziwe kreatury. Trzeba umieć się tu poruszać, żeby nie zebrać nożem pod żebro, albo batogiem po plecach. Jednak Alwyn nie ma pojęcia, że tuż, tuż czekają na niego mroczniejsze czasy, przy których życie w bandzie będzie niemal sielanką.
Choć Parias jest teoretycznie opowieścią low fantasy, to jednak nie sposób nie dostrzec w niej pewnej zadumy nad losem człowieka. Nad tym jak nasze wybory wpływają na nasze losy i na losy otoczenia. Każdy wybór niesie za sobą konsekwencje nie tylko dla Alwyna, ale też dla jego przyjaciół towarzyszy broni, a nawet… wrogów. Widzimy też, jak łatwo można się pomylić, znając tylko prawdę jednej strony. To również opowieść o dojrzewaniu człowieka do jego przeznaczenia. A nad wszystkim unosi się jak ciemna chmura cień wielkiej polityki, gotów ochlapać bohaterów cuchnącą mazią intryg i interesów. Zabrzmiało przemądrzale? Nudno? Bez obaw. Nudno nie jest, choć tu i tam trafiła się dłużyzna.
Jednak fabuła jest wciągająca, akcja przez zdecydowaną większość tomu szparko podąża do przodu, a do logiki przyczepić się nie sposób. Postacie są nie tylko barwne, ale też psychologicznie prawdziwe. Trudno się do którejkolwiek przyczepić. Autor na całe szczęście oparł się pokusie dołożenia wątku romansowego więc nie musimy się krztusić nad opisami jak to ona ślicznie pluje, a on jest taaaaki męęęęski i generalnie zaraz oboje będą mieć motyle w brzuchu, ale strzelą focha. Nie ma też kilometrowych dialogów o niczym. Jeśli dołożymy do tego ciekawie opisany świat i ładny, barwny język – dostajemy książkę prawie idealną. A dlaczego prawie? Ponieważ system religii, będący osią tej powieści jest bardzo skomplikowany i przez to nieco irytujący. No i główna bohaterka żeńska trochę za mocno, jak na mój gust “zalatuje” Joanną d’Arc.
Tak czy inaczej, z niecierpliwością czekam na drugi tom.