Sakowska Magdalena Anna – Fuga. Powieść Polifoniczna

1.5 out of 5 stars (1,5 / 5)
Debiutancka powieść reklamowana głównie jako audiobook, która jakimś cudem dostała nominację do nagrody Zajdla. Rok 2023 był zresztą rokiem cudów nominacyjnych i w końcu postanowiono zmienić zasady.
Powieść polifoniczna jako określenie powieści wielogłosowej miało chyba sugerować oryginalność. Ale na dobrą sprawę jest tylko lekko pretensjonalnym określeniem na stare opakowanie, w które na dodatek zapakowany jest odgrzewany wielokrotnie kotlet.
Ta próba innego nazwania starego jak świat rozwiązania, pokazującego punkt widzenia różnych postaci, jest też bardzo dobrym streszczeniem całej reszty książki. Bo pod płaszczykiem oryginalnego SF dostajemy lekko pretensjonalną, pretekstową fabułkę złożoną z wielokrotnie wykorzystywanych elementów.
Mnich, Księżniczka, Korpo-kobieta, Hazardzista i Najemnik będą rywalizować w Koloseum na odległej (i tajnej) planecie o lajki. Tfu, znaczy o wygraną w Igrzyskach. Gdzie muszą pokonać nie tylko przeciwników, ale też swoje najgorsze koszmary. Czy to nie brzmi oryginalnie? Igrzyska, transmisja, te jawnie nazwane archetypy postaci? Cóż… bardzo nie. I nie. I jeszcze raz nie.
Bohaterowie są płascy, nijacy i pozbawieni charakterów. Ich koszmary, które mają ich chyba uczłowieczyć, są sztampowe i równie nijakie. Do tego dostajemy absolutne zero jakiegokolwiek kontekstu społecznego czy społeczeństwa przyszłości. Świetnym przykładem jest Korpo-kobieta. Mamy rok… w sumie cholera wie który, ale podróże między planetami są na porządku dziennym i planet zamieszkanych przez ludzkość też jest całkiem sporo. I co? I kobieta na stanowisku kierowniczym w korporacji to przypadek niezwykły, szok i niedowierzanie. Serio? Pomijam już trochę bardziej skomplikowaną kwestię wiary oraz istnienia i funkcjonowania zakonów w tym świecie.
Jakby bohaterów od sztampy było mało, to mamy też głównego złego, który jest tak przerysowany, że aż śmieszny.
Stosunki społeczne z zeszłego wieku są połączone z technologią z obecnego – mamy sieć, aplikacje i lajki. I analizę ciasteczek. I tyle. Jest to podane w ciut innym opakowaniu i z dodatkiem rzeczywistości wirtualnej, ale to na dobrą sprawę nic nie zmienia. Nie mamy żadnych, absolutnie żadnych, konsekwencji technologicznych, społecznych czy finansowych wprowadzenia nowych technologii. Zresztą wielu nowych technologii też tu nie znajdziemy, poza promami międzygwiezdnymi. Nie ma nawet tego, co obecnie istnieje – sztuki tworzonej przez AI, odpowiednika ChatGTP czy algorytmów predykcyjnych. O czymkolwiek bardziej futurystycznym i jeszcze nieistniejącym, nie wspominając.
Do tego mamy arenę gladiatorów, oryginalnie zwaną Koloseum. I transmitowane igrzyska. Ziew. Igrzyska Śmierci zrobiły to nie tylko wcześniej, ale też lepiej. Cholera, nawet Uciekinier z lat ’80 zrobił to lepiej.
Teza głównego i jedynego wątku, którą można by podsumować jako „technologia jest zła i zabija prawdziwe życie”, też nie jest ani nowa, ani oryginalna. Zdaje się, że najnowszym polskim podejściem do tematu był Hel3 Grzędowicza. Który też miał swoje wady, ale Norbert – główny bohater – przynajmniej ogarniał jak działa jego rzeczywistość. W Fudze – namaszczony na walczącego z wiatrakami szlachetnego bohatera – Finian Mikcerion jest raczej… irytująco-żałosny. Bo kiedy w końcu zaczyna rzeczywistość ogarniać, to walczy z nią na sposób polskiego rycerstwa – „może jak zginę bohatersko, to ktoś się zainteresuje”.
Męczące to było. Bardzo mało science w tym science fiction i wszystko to już kiedyś było grane. Teza jest nie tylko męcząca, ale też do niczego nie prowadzi. Jest to zdecydowanie niezbyt świeży, wielokrotnie odgrzewany kotlet, na dodatek podany na popękanym talerzu (w wydaniu roi się od literówek, a redakcja nie zauważyła różnicy między źrenicami a tęczówkami).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *