(2,5 / 5)
Nie lubię zbiorów opowiadań. Z wyjątkiem antologii nominacji do Zajdla większość zbiorów prezentuje poziom, w najlepszym wypadku, średni. Ot, jeden czy dwa fajne teksty, jeden lub dwa koszmarki i reszta kompletnie nijaka. Jednak Nawia kusiła nie tylko okładką, ale też tematyką i nazwiskami.
Niestety wyszło jak zwykle, ale po kolei.
Katarzyna Berenika Miszczuk otwiera zbiór tekstem Płacz cichą nocą się niesie. (1,5 / 5)
Opowiadanie dzieje się w świecie znanym czytelnikom autorki z Szeptuchy. I podobnie jak w Szeptusze autorka uparła się na jednoznaczną i bardzo chrześcijańską definicję porońców. Która na dodatek mało ma wspólnego z mitologią słowiańską. Szkoda, bo opowiadanie ma klimat delikatnego horroru i ciekawą postać szeptuchy.
Jezioro cię kocha Marty Krajewskiej to jedno z lepszych opowiadań w zbiorze. (4 / 5)
Lekkie, przyjemne literacko, z sympatycznym twistem, mimo częściowej przewidywalności.
Dziewanna i Księżyc Anny Szumacher to mój ulubiony tekst. (4,5 / 5)
Lekki, klimatyczny, napisany zgodnie z przepisem: szczypta humoru, szczypta horroru i morze alkoholu. Dodatkowym plusem jest uniknięcie schematu: szeptucha dobra na wszystko.
Szpetucha Jagny Rolskiej zaczynała się sympatycznie, mimo starego schematu: wiedźma vs klecha. (1,5 / 5)
Było tu trochę humoru, trochę nietypowego podejścia. Niestety, tak samo jak w powieściach, autorka poległa na logice. A dla mnie jest to problem nie do przejścia. Przykład: szeptucha ma monitoring w sklepie, a sam sklep monitoringu nie posiada…
Ostatnia noc Rafała Dębskiego bardzo mocno kojarzy się z Wilżyńską Doliną. (2 / 5)
Zdecydowanie za bardzo. Może sporo ludzi nie zna lub nie pamięta już rzeczy wydawanych przez Runę, ale inspiracja jest bardzo wyraźna. Opowiadanie ma swój klimat, niestety pojawia się w nim bohater, którego kojarzę z innych tekstów autora – typ wyjątkowo niestrawny, którego nie warto było ratować.
Śmierć wody Matyny Raduchowskiej to sympatyczne i klimatyczne urban fantasy, z chęcią poczytałabym więcej przygód szamanki napisanych w tym stylu. Tu również plus za inne podejście do tematu. (3,5 / 5)
Konsultantka Marcina Podlewskiego ma klimat Niekończącej się opowieści i sporo chaosu – za dużo odniesień, postaci i epizodów. Z tego chaosu wyłania się nawet fajna historia, szkoda tylko, że zakończenie da się przewidzieć od samego początku. (3 / 5)
Wichura Marcina Mortki zaczyna się świetnie, niestety szybko staje się przewidywalna i nudna. (2 / 5)
Naprawdę wyszło jak zwykle – dwa dobre teksty, no niech będzie, że trzy. Dwa kiepskie. Reszta taka sobie i nie zapadająca w pamięci. Poza tym mało tu Nawii, a dużo szeptuch, które rozwiążą każdy problem: tu pobawią się w wiedźmina, tu w znachorkę, a przy innej okazji w spowiednika. I to w nich jest skoncentrowana cała „słowiańskość”. Szkoda, bo pomysł był ciekawy, a wyszło średnio.