Majgull Axelsson znana jest z tego, że pisze niebanalne powieści, powieści które zmuszają do myślenia, które przewracają świat do góry nogami i każą zadać sobie bardzo niewygodne pytania. Czasami jednak okazuje się, że nawet taka mistrzyni “mieszania w głowie” jak autorka może się mówiąc po piłkarsku “zakiwać na śmierć”.Jak zawsze u Axelsson mamy bohaterkę skomplikowaną wewnętrznie, prowadzącą jednocześnie wewnętrzny dialog i relacjonującą otaczający ją świat. Poznajemy jej chwilę obecną i wydarzenia które doprowadziły do tego, że znalazła się w tym, a nie innym punkcie swojego życia. Tym razem jednak autorka idzie o jeden krok dalej i dokłada nam… drugą bohaterkę wewnętrzną, drugie ja. Teoretycznie zabieg usprawiedliwiony, bo główna postać jest obarczona skazą – jej matka była schizofreniczką. Co gorsza autorka dokłada za chwilę “możliwe rozwiązania”, “niewysłane ale możliwe maile”, “nieodbyte ale możliwe rozmowy” i przynajmniej ja pogubiłam się w tym z kretesem. Już samo dochodzenie do tego która część roztrzaskanej osobowości MaryMarie aktualnie relacjonuje wydarzenia jest męczące. Jeśli do tego musimy się przebijać przez wszystkie możliwości które nie nastąpiły… dziękuję, ja mam dość. Jeśli jednak zdołamy się jakoś odgrzebać ze wszystkich nieodbytych rozmów – pozostaje to co jest kwintesencją pisarstwa Majgull Axelsson – wnikliwy obraz społeczności w której nikt nie jest samotną wyspą, wszyscy płacimy za swoje wybory, za wybory naszych rodziców, za wszystkie te możliwe ale nie wybrane rozwiązania.
Dla fanów pisarstwa autorki.