(1 / 5)
Zmoracy Maurycy Wielowieyski i Anne Olson muszą wytropić i schwytać Aleksandra Bartenjewa, carskiego porucznika, który zabił Marię Wiśniowską. Wkrótce odkrywają, że intryga jest zdecydowanie poważniejsza niż śmierć jednej aktorki i może zaburzyć Równowagę.
Czego tu nie było… Zaczynając od tego, że Maria Wiśniowska jest tą Marią Wiśniowską, czyli legendarną warszawską aktorką teatralną. Do tego mamy cały zestaw postaci historycznych i literackich. Są też Tatarzy, ciennicy, ogolone krasnoludy z mafii, odniesienia do wszystkiego, co możliwe i niemożliwe. Zaczynając od Pratchetta, przez Mistrza i Małgorzatę a kończąc na Panie Lodowego Ogrodu. Do tego duchy, tytułowa Piekielna Palestra, planeta w kształcie orzecha jako bardzo ciężkie mrugnięcie w stronę Świata Dysku. Na dodatek z niedziałającą fizyką. Pseudofilozoficzne wywody, tona cytatów i niby obcy świat, który funkcjonuje jak nasz (łącznie z Kościołem i Inkwizycją).
A to wszystko podane w sposób chaotyczny, bez ładu i składu. Niektóre sceny są kompletnie niedoczepione do reszty fabuły – bo autor miał fajny pomysł, który chciał pokazać, nieważne, że nie ma on nic wspólnego z żadnym z wątków. Odniesienia do Świata Dysku i dygresje do budowy świata pojawiające się w losowych miejscach skutecznie zabijają resztki akcji i rytmu.
Bohaterowie są trudni do zniesienia. Anne Olson zachowuje się jak rozwydrzona trzylatka po zjedzeniu dużej ilości cukru. Tylko, że nikt przy zdrowych zmysłach nie dałby trzylatkowi broni palnej.
Brzytwa Ockhama jest tej książce desperacko potrzebna. Wyrzucenie połowy wątków, postaci, dygresji i rozważań zdecydowanie by pomogło. Skupienie się bardziej na fabule, a mniej na trzeciorzędnych wątkach pobocznych, których zakończenia czytelnik i tak się nie doczeka, pomogłoby nawet bardziej. Jest tu parę fajnych pomysłów, jest ciekawy humor (dla mnie trochę, co prawda, wymuszony, ale to akurat kwestia gustu), jest jakaś wizja świata, ale to wszystko jest podane w sposób absolutnie niestrawny.