Trochę generalizując można powiedzieć, że codziennie jemy ziemniaki, pomidory i cebulę. Używamy pieprzu, cukru, oliwy i tabasco. Duża cześć z nas nie jest w stanie funkcjonować bez kawy, a najlepszym dodatkiem do kawy jest czekolada.
Większość przypraw i warzyw tak zakorzeniała się w naszej kulturze i w naszym jadłospisie, że nawet nie zastanawiamy się skąd się wzięły, bo były „od zawsze”. Bryan Bruce postanowił pobawić się w detektywa i zbadać historię jedzenia.
Książka jest mieszanką reportażu podróżniczego, książki historycznej i kucharskiej. Bruce opisuje plantacje i wioski wędrując po świecie w poszukiwaniu, cóż.. korzeni warzyw. Ogląda 2000 odmian (nie, nie pomyliły mi się zera) ziemniaków hodowanych przez Indian Keczua, z których większość nawet nie przypomina jasnych bulw, które lądują na naszych talerzach. Opowiada o pierwszych pomidorach, które tak samo jak ziemniaki, były uważane przez Europejczyków za trujące i wymagały odpowiedniej kampanii, żeby z roślin ozdobnych i ciekawostek ogrodniczych stać się codziennym posiłkiem. Odwiedza plantacje kawy, oliwy, drzew kakaowych i fabrykę tabasco. Zabiera czytelnika w podróż po świecie i podróż w czasie, i robi to lekko i z humorem, dzięki czemu książkę nie tylko łatwo się czyta, ale też dużo informacji zapamiętuje się bez większego problemu. Dzięki Historii Smaku, codzienne posiłki robią się nagle bardzo egzotyczne, a przydomowy ogródek i połowa zawartości lodówki sprawiają wrażenie ukradzionych z ogrodu botanicznego.
Książka ma kilka stron kolorowej wkładki ze zdjęciami, które pomagają wyobraźni, bo niektóre opisy, mimo talentu autora trochę pomocy wymagają – na przykład La Tomatina, czyli godzinne obrzucanie się pomidorami, będące częścią festiwalu „jabłek miłości” w małym hiszpańskim miasteczku.
Autor koncentruje się na historii kilku roślin, ale jakby kiedyś postanowił napisać zielnik historyczny, nawet grubości encyklopedii, to z chęcią go przeczytam.
Polecam.
——————————————————————————————————————by K.Wal —–
Z prawdziwą przyjemnością dołączam się do pochlebnych opisów. Historię przeczytałam z przyjemnością, doskonale się bawiąc, bowiem nic tak nie cieszy, jak czytanie niestworzoności jakie ludzie kiedyś wymyślali na temat tak popularnych i wydawałoby się powszechnych składników naszego pożywienia. Nie jestem mistrzynią kuchni, (a mówiąc wprost równanie ja i gary zazwyczaj równa się kulinarna katastrofa!) więc nie skorzystam z podanych w książce przepisów, ale myślę, że dodanie ich do tej akurat publikacji jest strzałem w dziesiątkę. Czytajcie, gotujcie i bawcie się dobrze.