(3 / 5)Zapowiadało się nad wyraz ciekawie. Zderzenie rzeczywistości z magią, świat niewidzialny, który nagle staje się dla bohaterki realny, rzeczywisty… Szansa zajrzenia w świat rodem z baśni tysiąca i jednej nocy… No i same zachwycone recenzje. ( Choć to ostatnie powinno mi dać mocno do myślenia…) I co? Hm. No jakby to powiedzieć. Z wielkiej chmury opad wielce mizerny.Spodziewałam się szaleństwa mistyki, świata grającego barwami wieloznaczności, igrania z wzorcami kulturalnymi. Dostałam dość przeciętną książkę bazującą na oklepanym micie ukrytego przed wrogami dziecka o magicznych zdolnościach. Dziecka, w którym wbrew oczekiwaniom otoczenia nie odzywa się jednak magiczna moc. Znacie? Pewno, że znacie.
Do wszystkiego jeszcze mamy dżina paladyna – obrońcę ( no piękny mi obrońca którego trzeba sobie ściągnąć zaklęciem…), i niemal obowiązkowy motyw zakochania się rzeczonego w ochranianej osobie. Przy czym niestety motyw miłości wyszedł autorce tak średnio. Bohaterowie głównie się kłócą przy czym owe kłótnie przypominają fochy Ali z pierwszej “cy” na Janka z drugiej “be”. Ten właśnie fragment powieści – opowiadający o podróży do miasta dżinów i o owym zakochiwaniu się uważam za najsłabszą część książki. Nie tylko mnie znudził, ale też zirytował solennie zachowaniem bohaterki. Nie zakończyłam w tym miejscu lektury wyłącznie dlatego, że mam obyczaj kończyć książki które zaczęłam czytać.
Miasto dżinów mocno mnie rozczarowało. Okazało się bowiem, że za magiczną zasłoną dzieją się rzeczy zgoła nie magiczne. Kwitnie walka o władzę, skrytobójcze zamachy, polityczne podchody, nietolerancja rodem niemal z faszyzmu. Są dwie kasty wzajemnie się nienawidzące, a ludzie półkrwi są nieczyści, godni tylko tego aby ich wytłuc do nogi. I nie zarzucajcie mi, że oczekiwałam opowieści Szeherezady. Nie. Ale miałam nadzieję na coś co byłoby jednak jakoś mniej … ludzkie, stereotypowe. Co gorsza w tym bardzo zwyczajnym świecie , nasza bohaterka w dalszym ciągu wykazuje się intelektem, refleksem i przenikliwością pięciolatka, a jej wybory i zachowania sprawiają, że można ją tylko jeszcze bardziej znielubić. Nic nie przebije jednak głupoty zachowania wskrzeszonego zaklęciem przywołania dżina obrońcy. Postać jest tak irytująca, że niemal odetchnęłam z ulgą gdy jednak zginął. Jedyną postacią która budziła moje cieplejsze uczucia był młodszy brat następcy tronu. Naiwny, zagubiony, też popełniający seryjne głupoty, ale jednak w tym wszystkim … prawdziwy.
Jeśl chodzi o konstrukcję świata, to również nie powala na kolana, no chyba że weźmiemy pod uwagę brak logiki w jego konstruowaniu. Wtedy rzeczywiście, rzuca na kolana, a nawet rozpłaszcza. Długo i rozpaczliwie usiłowałam połapać się w tym całym miszmaszu, we wszystkich “zabili go i uciekł …” ale nijak mi nie wyszło. Po wyciśnięciu wszelkich dostępnych informacji z fabuły dalej wychodziło mi jedno – jeden rość rozpaczliwy okrzyk “ale o co chodzi?!!!”
Najbardziej rozczarowujące jednak było zakończenie. Zabili go i uciekł… serio?!
Nie wiem czy będę kupowała kolejne tomy. Może jak ochłonę i przeczytam książkę jeszcze raz ( pomijając wielce wkurzający fragment o wędrówce po pustyni!) dostrzegę w niej coś więcej niż przeciętniaka? Na razie mam serdecznie dość bohaterów i całego nie do końca przemyślanego świata.