David Weber – Troll Zagłady

troll-zagladyOdległa przyszłość. Ludzkość prowadzi wojnę z rasą obcych i wygrywa. Z dala od głównych działań wojennych niewielki oddział wpada na siły wroga i wskutek jednej z teorii przestrzeni, która okazała się prawdziwa i wariackiego pościgu wszyscy zainteresowani lądują w… przeszłości w okolicy A.D. 2007. Po zaciętej walce do Ziemi dociera jeden myśliwiec ludzi z major Ludmillą na pokładzie i oddział obcych z bronią biologiczną. Kosmiczne towarzystwo najpierw robi zamieszanie i demolkę wśród amerykańskich lotniskowców, a potem ląduje w morzu w postaci większych i mniejszych kawałków. Przeżywają tylko pani major i twór obcych – robot z organicznym mózgiem tzw „Troll”. Ludmille wyciąga z kapsuły ratunkowej weteran SEAL, opiekuje się nią i zaprowadza do dowództwa, które postanawia się zająć niechcianym i wyjątkowo niebezpiecznym gościem z przyszłości. Znaczy Trollem, chociaż do pani major też by ten opis pasował, mimo że wygląda na drobną studentkę.
Weber serwuje nam opis przygotowań obu stron: ci dobrzy przygotowują się do szukania i zabicia złego, który w tym czasie przygotowuje się do zrobienia demolki na Ziemi. Do tego mamy romans, trening komandosów, komentarz do niedawnej sytuacji politycznej i stosunków międzynarodowych. Trzeba przyznać, że mimo wybitnie antyfrancuskich poglądów autor nie popada w amerykański samozachwyt i komentuje wady własnych rodaków tak jak wady żabojadów. Do tego szczypta teorii SF o podróżach w czasie i przestrzeni i political fiction – amerykański prezydent dogaduje się z rosyjskim…
Oczywiście Dick Aston, czyli nasz genialny SEAL, znalazł się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie, żeby wyłowić przybysza z przyszłości. Poza tym nikt nie próbuje od dziewczyny wyciągnąć choćby fragmentów wiedzy o broni czy technologi, wszyscy jej wierzą i dogadują się między sobą bez większego problemu. Co w sumie jest większym SF niż idea podroży w przeszłość, zwłaszcza jeśli chodzi o dogadywanie się polityków.
Książka sprawia wrażenie jakby autor musiał się zmieścić w konkretnej objętości i nie miał szans na wykorzystanie, typowych dla niego, opisów stosunków politycznych i większego ich zagmatwania, tylko musiał się skupić na samej akcji, a szkoda. Akcji też by zresztą nie zaszkodziło jakby była bardziej rozbudowana, bo momentami też sprawia wrażenie mocno poszatkowanej – choćby szkolenie i kontakty z analitykami wywiadu kojarzą się ze skrótami myślowymi, a nie porządnymi scenami.
Całość niestety jest SF z podgatunku najbardziej dla mnie niestrawnego: znaczy zróbmy coś, żeby mieć fajne zabawki i móc się nimi pobawić i dać naszym postaciom przewagę/problem, a że zabawki i rozwiązania są deus ex machina to nieistotny szczegół. Co prawda styl Webera i jego zwyczaj opisywania obu stron konfliktu sprawiają, że całość jest bardziej strawna, ale nie jest to nic ponad…
przeciętniakiem do pociągu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *