W życiu Willa może i sporo się zmieniło, ale nadal jest tylko czeladnikiem Zwiadowcy. I w ramach szkolenia zostaje wysłany razem z Horacem i Zwiadowcą Gilanem do sąsiedniej krainy – Celtii w misji trochę zwiadowczej, trochę dyplomatycznej.
Pierwszy tom Zwiadowców niezbyt zachęcił mnie do czytania, a wydawca (po raz kolejny) zrobił to jeszcze skuteczniej opisując ze szczegółami 3/4 fabuły na tylnej okładce. Drodzy Państwo, ktoś u was czyta to co wpychacie na okładki, czy nie bardzo? Ale z drugiej strony pozytywne recenzje obiecywały przyjemną lekturę.
W sumie nie za dużo się zmieniło w porównaniu z pierwszym tomem. Will i Horace nadal się uczą, nadal nie zamierzają zostać niepokonanymi Mary Sue, nadal popełniają błędy, ale błędy całkiem sensowne i wytłumaczone fabułą. Poza tym są całkiem sympatyczni. Niestety jak na piętnasto-szesnastolatków są nadal mało domyślni, infantylni i słabo łączą fakty. Podobnie jest z fabułą – prosta, przewidywalna, zbyt uproszczona leci do przodu jak po sznurku, mimo że autor tym razem dodał coś w rodzaju wątku pobocznego. Całość nadal sprawia wrażenie książki dla czytelnika sporo młodszego niż bohaterowie.
Tym razem jest trochę lepiej jeśli chodzi o elementy fantastyczne – nieludzi jest zdecydowanie więcej i ich obecność w fabule jest bardziej wyraźna. W dodatku autor przestał opisywać organizację krainy i społeczeństwo, co o dziwo wychodzi całości na dobre, bo zaczyna sprawiać wrażenie niedopowiedzianego fantasy a nie złego reaserchu na temat średniowiecza.
Plusy bardzo szybko równoważy zakończenie typu „kupcie kolejny tom”, czego generalnie nie lubię, a już zwłaszcza w tasiemcach fantasy.
Podsumowując: drugi tom podobnie jak pierwszy jest taki sobie, kompletnie nie rozumiem zachwytów nad książką. Owszem nie jest zła, ale dobrą też bym jej nie nazwała.