(2,5 / 5)
Gabinet weterynaryjno-nekromantyczny. Brzmi świetnie. Okładka wygląda nawet lepiej. Zignorowałam fakt, że poprzednia książka autorki podobała mi się średnio i radośnie poleciałam czytać.
Bóg Maszyna wzbudził we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony momentami logika umierała w męczarniach po ciężkich torturach, a z drugiej niektóre pomysły były przebłyskami geniuszu. W Necrovecie jest podobnie, chociaż jest to urban fantasy raczej sielsko-wiejskie, nie mające nic wspólnego z grą o wysokie stołki, więc i napięcia w tekście i światotworzenia jest mniej.
Z jednej strony – świetny pomysł samej instytucji necroveta. Tak samo jak wyciągnięcie z bestiariusza wolpertingera i innych ciekawostek, i momentami bardzo kreatywne wykorzystanie stworzeń mitologicznych. Wprowadzenie do świata elfów i faunów z ominięciem magicznej apokalipsy daje lekkie urban fantasy, gdzie niespecjalnie będziemy dociekać jak się te długouche człekopodobne rasy pojawiły, bo nie jest nam ta wiedza bardzo potrzebna. Znaczy jest to proste, ale skuteczne rozwiązanie i ta prostota nijak nie przeszkadza.
Ale z drugiej strony… ja tego świata nie kupuję. I to nawet nie jego magicznej strony, ale takiej czysto ludzkiej. Dwa gabinety weterynaryjne o rzut beretem od siebie, ale na kompletnym zadupiu. Wieś spokojna, wieś wesoła, gdzie nie tylko jelonki hasają, ale też elfy, fauny i przedstawiciele LGBT i nikt nawet krzywo nie popatrzy… To miało być urban fantasy a nie utopia, zdaje mi się.
Do tego mamy od czasów PRL mitologię na wyciągnięcie ręki. I jak to działa? Elfy mają prawa wyborcze? Albo emerytalne z racji długowieczności? Jakiś światowy kryzys wiary? Jakieś sklepy elficko-wegańskie? Bo mimo niezbyt zwyczajnych mieszkańców nasz świat jest dokładnie taki, jak w chwili obecnej. Po 30 latach mitologii hasającej po miedzy? Jakoś nie sądzę…
Jak ktoś będzie w stanie przymknąć oko na niedopowiedzenia świata, to na wypadek przy pracy w lecznicy już będzie ciężko – bo cała scena i późniejszy brak konsekwencji zwyczajnie nie mają sensu. Do tego stopnia, że usunięcie tego wątku naprawdę pomogłoby w odbiorze całości.
Fabuła jest… mocno weterynaryjna, w pełnym przekroju nastrojów i zdarzeń. Niewielka dawka humoru, porcja ostrych zębów, doza ratowania pupili i szczypta tego, że nie wszystkich uda się uratować. I tona miłości i szacunku do zwierząt wszelakich. Czyli niby same plusy.
Minusem są bohaterowie – ani Florentyna, ani Sebastian, ani Iza absolutnie mnie do siebie nie przekonali. Trochę dlatego, że niewiele o nich wiemy – są jakieś niedopowiedzenia, sugestie, urwane wątki, ale opierając się na tym co wiemy, dość trudno z bohaterami się identyfikować i im kibicować z powodu innego niż słuszna sprawa, co literacko działa tylko na krótką metę. Jednym słowem – nudni są trochę i nijacy, mimo tego, że nie wszyscy są żywi. Najbardziej barwne z całego towarzystwa są ciotki, mimo wiecznego narzekania.
Podobnie jest z fabułą – niby fajne stworzenia, niby coś się dzieje, ale to wszystko sprawia tak nijakie wrażenie, że świat kompletnie mnie nie wciągnął i nie czułam żadnego zaangażowania w fabułę.
Mimo całego mojego marudzenia, nie jest to zła książka. Ale niestety pomimo oryginalnych pomysłów nie wyróżnia się za bardzo, nie zapada w pamięć, nie sprawia, że będę z niecierpliwością czekać na drugi tom. Raczej po kilku tygodniach kompletnie zapomnę, że przeczytałam Necroveta. Coś tu nie zagrało do końca. Może ogólna lekkość i nijakość kojarząca się z opowieściami o zwierzętach przeznaczonymi raczej dla dzieci. Może to, że poszczególne rozdziały nie sklejają się do końca w jedną historię. Może to, że Florentyna nie jest co prawda Mary Sue, ale też nie wyróżnia się absolutnie niczym, charakteru w sumie nie wykazuje żadnego, nawet ciekawego hobby nie ma i dość trudno jej kibicować. Może to, że mimo mało licealnego wieku bohaterowie chwilami zachowują się jak dwójka nastolatków na tematycznych koloniach. Styl też zdecydowanie nie powala, a od dialogów momentami cierpną zęby.
A mogło być tak pięknie, pomysł był świetny, wykonanie… cóż, wykonaniu przydałaby się solidna redakcja.