Galateria Daria – Wersal. Etykieta na dworze Króla Słońce

Na fali zachwytów nad W mieście, na dworze, w klasztorze postanowiłam zaufać wydawnictwu i sięgnęłam po Wersal. Ajć, jak na razie była to jedna z gorszych decyzji książkowych w tym roku.
Po króciutkim, ale i tak nudnym wstępie na temat rozbudowania etykiety przechodzimy do leksykonu. Ze strony wydawnictwa: „zbiór haseł dotyczących wersalskich zwyczajów i obyczajów, ułożonych w porządku alfabetycznym. Jest to jednak zbiór osobliwy, autorka bowiem jest daleka od serwowania czytelnikowi prostych definicji. Każde z haseł zawiera szczegółowe objaśnienie (konkretnej zasady, ceremoniału lub stanowiska), hojnie okraszone błyskotliwymi i zabawnymi anegdotami, wzbogaconymi o cytaty zaczerpnięte z listów i pamiętników.” Po przeczytaniu Wersalu, mam wrażenie, że jest to opis innej książki. Anegdoty są zabawne w różnym stopniu (raczej niewielkim) i można je policzyć na palcach. Cytatów, owszem, jest sporo, ale potwierdzają tylko opisy autorki zamiast dodawać coś nowego. Największy problem jest jednak ze „szczegółowymi zasadami”, które są dalekie od „serwowania prostych definicji”. Niestety dostajemy właśnie proste, nudne, ciężkostrawne i na dodatek niepełne definicje.
Definicje, w których wykorzystane są pojęcia, które będą wytłumaczone za pięć lub pięćdziesiąt stron, (oczywiście bez żadnego zaznaczenia czy odnośnika gdzie i czy w ogóle możemy ich szukać).
Definicje pełne nieznanych nazwisk, również wytłumaczonych w przypadkowych miejscach. Ja jakoś nie czuje się na siłach, żeby przed przeczytaniem książki uczyć się nazwisk koniuszych w Luwrze.
Definicje, które się powtarzają przy każdej okazji (np. zasady taboretu czy reguły obowiązujące podczas posiłków wracają średnio co pięć stron, za każdym razem z jakąś dodatkową informacją).
Definicje pocięte na części pierwsze, wprowadzające niepotrzebny chaos i utrudniające zapamiętanie. Autorka tłumaczy na przykład etapy królewskiego wstawiania i kładzenia się spać, ale każdy z nich jest szczegółowo opisany w innej definicji. Urzędnicy odpowiedzialni za te etapy są opisani w jeszcze innych hasłach, a o znaczeniu tych konkretnych dworzan mówi się w jeszcze innym fragmencie. Przez to wszystko lektura jest nudna, mecząca i frustrująca.
Całość przypomina raczej notatki robione przy okazji przeszukiwań źródeł historycznych, których zebrał się stos wystarczający na książkę, niż leksykon stworzony z rozmysłem. Na dodatek dość łatwo można by opisać to wszystko w formie narracji – ot, taki dzień z życia pełnego etykiety – czytałoby się zdecydowanie przyjemniej. Ale jak już musiałby być leksykon, to niech będzie porządnie zrobiony.
Odradzam zdecydowanie, chyba że ktoś potrzebuje materiałów na historyczną rozprawkę i nie ma wyjścia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *