Glenn Cooper – Biblioteka Umarłych

bibliotekaNie można tej książki nazwać historyczną. Nie jest sensacją w ściłym znaczeniu tego słowa. Nie można jej nazwać również fantasy. Czym więc jest i do jakiego gatunku ją przyrównać ? Chyba najbardziej właściwym byłoby stworzenie dla niej nowego gatunku książek Browno – naśladowczych. Odkąd bowiem Dan Brown wydał swój Kod , a później Anioły i Demony, wśród pisarzy i pisarczyków nastała moda na literaturę oscylująca na pograniczu legendy, historii, trillera, zagadki detektywistyczne,j a czasem nawet jeszcze więcej.I już wyłącznie od talentu autora zależy czy wyjdzie doskonała powieść, czytadełko czy gniot. ( Tak, przyznaję bez bicia, dwie wspomniane książki Browna przeczytałam bez wielkiej przykrości , a nawet ze sporym zaintrygowaniem. Wymiękłam dopiero przy Cyfrowej twierdzy, głównie z powodu mojego wykształcenia, które nie pozwala na spokojne czytanie delikatnie mówiąc nieprawdziwych i mocno podkoloryzowanych tekstów o technologii komputerowej. To samo zresztą przeszkadzało mi przy oglądaniu Matrixa.)

Biblioteka wielkim dziełem nie jest. Jest to książka określana przeze mnie mianem “bezsennych”. Można ją czytać w bezsenną noc, na bardzo wielkim zmęczeniu bez większej obawy, że się czytelnik w fabule pogubi. Intrygę mamy podaną w sposób “amerykański” – bez zaskoczeń i liniowo, interakcje pomiędzy głównymi bohaterami są sztampowe i przewidywalne do bólu, podobnie zresztą jak i sami bohaterowie – policjant czy raczej agent FBI jest pijaczyną na pograniczu alkoholizmu, zgorzkniałym, samotnym człowiekiem warczącym na wszystkich tak na wszelki wypadek. Jego asystentka jest młodą, ambitną agentką pełną książkowej wiedzy i zapału. Ich przeciwnik to typowa szkolna ofiara, geniusz matematyczny i komputerowy, mszczący się za doznane upokorzenie….. Sami widzicie – sztampa aż boli!

Całość przetykana jest reminiscencjami z przeszłości całkiem dawnej i tej nieco bliższej które początkowo nic nie wyjaśniają a nawet zaciemniają obraz całości, ale które w ostatecznym rozrachunku ratują fabułę przed ostateczną klęską.
Osobiście najbardziej podoba mi się zakończenie – które jest zaskakująco ironiczne i gorzkie, całkiem nie pasujące do średniej całości.
Zupełnie tak jakby zza fabuły napisanej wedle zasad poznanych na kursie pisania, na jedną chwilę ukazała się prawdziwa twarz autora…..

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *