Udało mi się wreszcie dorwać do ostatniego ( choć nie w historycznej kolejności) tomu z cyklu Wojny kuzynów. Tym razem popatrzyliśmy na wojnę dwóch róż z bardzo ciekawego punktu widzenia. Z punktu widzenia Elżbiety York, córki Elżbiety Woodville, wojennego łupu Henryka Tudora.Panowanie Henryka VII nie jest znane tak szeroko, jak życie i panowanie jego kontrowersyjnego syna Henryka VIII. A szkoda, bo obfitowało w intrygujące wydarzenia, będące pokłosiem jednej z największych zagadek historii Anglii. Chodzi o zagadkę zaginięcia dwóch małoletnich pretendentów do tronu – synów Elżbiety Woodville czyli Edwarda V Yorka i Ryszarda oraz o wiążącą się z nimi klątwę – rzekomo odpowiedzialną za śmierć męskich potomków Henryka VIII. Żona Henryka VII Elżbieta York również jest postacią nietuzinkową. Dość powiedzieć, że była jednocześnie córką, siostrą, bratanicą, żoną oraz matką króla Anglii. Imponujący zestaw. Do kolekcji można jeszcze dorzucić bycie kochanką króla, bowiem zanim Elżbieta została królową Anglii u boku Henryka VII, była kochanką Ryszarda III, swojego własnego stryja.
Elżbieta panuje w niesympatycznych czasach. Pod Bosworth ginie stryj i ponoć wielka miłość jej życia Ryszard III. Na tron wstępuje Henryk Tudor – choć może poprawniej byłoby powiedzieć, że zostaje na ten tron wepchnięty przez niezwykle ambitną kobietę – Małgorzatę Beaufort, jego matkę. Henryk ma dość mizerne prawa do tronu, ale za to ma mamusię (nazywaną czerwoną królową), która uznała, że jej życiową misją i powołaniem jest osadzenie na tronie syna i stanie się za jego pośrednictwem pierwszą kobietą w królestwie – Królową Matką. Mamusia dopina swego, ale zdaje sobie sprawę, że musi w jakiś sposób umocnić swojego syna na tronie – wszak ponoć żyją gdzieś synowie jej największej rywalki Elżbiety Woodville, Edward i Ryszard, mający znacznie większe prawa do angielskiego tronu. Poza tym Anglii przydałby się spokój wewnętrzny po okresie wyniszczających wojen. Prawem zwycięzcy sięga zatem po Elżbietę York i wydaje ją za niechętnego takiej kombinacji Henryka. Przyznaję, że w trakcie lektury wielokrotnie współczułam Elżbiecie. Dlaczego? Pomyślcie sami: wydana za mordercę kochanka, osobę przypuszczalnie odpowiedzialną za śmierć jej braci. Uwikłana w konflikt pomiędzy Czerwoną i Białą królową. Jedna jest jej snechą, druga matką. Obie cały czas knują i spiskują przeciwko sobie. Rozdarta pomiędzy lojalnością wobec męża, a lojalnością wobec matki. Szarpiąca się pomiędzy miłością do syna, a tęsknotą i miłością do zaginionych braci z których jak sugeruje autorka przynajmniej jeden żyje. Żyjąca cały czas w strachu o swoje życie, ostatecznie dwukrotnie w ciągu dotychczasowego życia musiała chronić się w sanktuarium by uratować życie. Spędzająca życie u boku człowieka trawionego przez strach i obawy, podejrzewającego całe otoczenie o sprzyjanie Yorkom i spiski mające odebrać mu tron. Szpiegowana i podejrzewana bez przerwy o zdradę. Paskudna kombinacja, nie ma co.
Autorce udało się pokazać te wszystkie niuanse i odcienie bez wpadania w ckliwość czy przesadę. Elżbieta nie jest tu kreowana na męczennicę. Już bardziej autorka sugeruje nam, że mogła zdziałać więcej gdyby była bardziej zdecydowana. Do czytelnika należy ocena czy ten osąd jest prawdziwy. Cóż poza tym? Jak zwykle u pani Gregory – kawał dobrej roboty, zarówno historycznej jak i literackiej. Biała księżniczka jest w mojej opinii jedną z lepszych książek tej autorki, równie udanych jak Kochanice króla czy Błazen królowej.
Polecam.