(4 / 5)No i doczekaliśmy się finałowego tomu opowieści o Krzyczącym w ciemności – tajemniczym czarnym magu o twarzy oznaczonej paskudnymi plamami. Jeśli ktoś nastawił się na wielkie “łup” nie będzie zawiedziony. Autorka postarała się rozwiązać wszystkie wątki i uczyniła to z naprawdę mocnym przytupem. Ale zanim doczekamy się się tego łubu-dubu, trochę się pomęczymy i trochę poirytujemy. Najpierw bowiem musimy zmierzyć się z nowymi bohaterkami – jasnowidzącą Lorraine oraz obdarzoną czarnym darem Anavri. Pierwsza jest nijaka. Kompletnie papierowa, pozbawiona tej witalności i charyzmy jakimi cechują się postacie autorki. Czasami miałam wrażenie, że jej postać istnieje tylko po to, by w kilku momentach popchnąć fabułę do przodu. Druga jest… wkurzająca. Z jednej strony obrażona na los który spłatał jej tak niesmaczny kawał, z drugiej płochliwa, płaczliwa, marudna istna “mimozowata panienka”. Blokuje swój dar, co dość skutecznie utrudnia życie wszystkim w jej otoczeniu, a Krzyczącemu w szczególności. Kilka razy miałam solenną ochotę przełożyć panienkę przez kolano i metodą oddolną wbić nieco rozumu do głowy. Jakby mało było tych dwóch “nieszczęść” plączących się w fabule, sam Krzyczący też jakoś nam w na początku trzeciego tomu “brzydnie”. Jego bezowocne próby odzyskania pamięci zaczynają nużyć. A że dookoła dzieją się też sprawy dość dla czytelnika niezrozumiałe, po przeczytaniu mniej więcej 150 stron miałam ochotę odłożyć książkę i więcej do niej nie wracać. Postanowiłam ją jednak doczytać do końca i… nie żałuję. mniej więcej od połowy akcja gwałtownie przyspiesza, a wszystkie elementy układanki zaczynają wskakiwać na swoje miejsce. Historia Krzyczącego ujawnia swoje drugie i trzecie dno, a świat wykreowany przez Agnieszkę Hałas staje się jeszcze bogatszy i złożony. Poznajemy lepiej nie tylko Zmrocza, ale również Otchłań, z jej skomplikowanymi regułami. I ośmielę się powiedzieć, że te światy są znacznie ciekawsze niż światy zamieszkałe przez ludzi.
Autorka na koniec wykonuje jeszcze jedną woltę. Oto bowiem przekreśla wszystko co wiemy o postaciach. Krzyczący przestaje być jednoznacznie dobry. Dzięki temu zaczynamy się zastanawiać jak to jest z tym czarnym darem, czy rzeczywiście nie zostawia czarnych smug w duszy czarnych magów. Poznajemy kolejnego srebrnego maga o którym można powiedzieć, że jest zły do szpiku kości – i znowu nagle się okazuje, że dysponowanie srebrnym darem nie jest jednoczesnym patentem na bycie nieskazitelnym. Demony mogą się zakochiwać i stać je na czyny heroiczne. Jednym słowem – jak w prawdziwym życiu nic nie jest jednoznaczne ani takie jak się z początku wydaje, a jeśli coś zbyt szybko oceniamy- możemy się szpetnie naciąć.
Podsumowując – pomimo irytujących postaci i lekkiego chaosu – W mocy wichru to udane zakończenie trylogii. Czekam na kolejne powieści autorki.