(4 / 5) A gdybyś obudził (obudziła) się w świecie którego nie poznajesz, starszy o kilka lat i z umiejętnościami których nigdy nie miałeś? Gdybyś do kompletu nie wiedział kim jesteś, skąd tu się wziąłeś i o co tu do licha chodzi?! Gdybyś powoli odkrył tę przerażającą prawdę: ostatnie co pamiętasz wydarzyło się siedem lat temu. Twoi najbliżsi zginęli. Jesteś sam jak palec. Świat stanął na głowie i wrócił do czasów bardzo, ale to bardzo analogowych. A co gorsza tu i tam budzą się różne istoty rodem z mitologii słowiańskiej. I mają tylko jeden cel – zjeść nieostrożnego człowieka…W takiej właśnie, dalekiej od jakiegokolwiek komfortu sytuacji znajduje się Hubert, tytułowy strażnik. Na razie jednak do bycia strażnikiem mu daleko. Musi jakoś rozwikłać zagadkę rzeczywistości w jakiej się znalazł i nie dać się nikomu zabić, a to w jego aktualnej realności nie jest wcale takie proste. Nominalnie ma 24 lata, ale zachowuje się 17 latek, którym był w momencie, gdy jego świat rozpadł się na kawałki. I ta nieciągłość sprawiała, że kompletnie zapominałam o tych niby 24 latach. Obserwowałam zagubionego, dość infantylnego nastolatka rozpaczliwie usiłującego przeżyć. Ta smarkaczowatość Huberta bije po oczach zwłaszcza wtedy, gdy usiłuje się “zakotwiczyć” w ocalałej społeczności. Bo koniec świata końcem świata, a rozterki miłosne, rozterkami miłosnymi. Zwłaszcza, gdy obserwujemy klasyczne ” w tym to zwykle jest ambaras aby dwoje chciało na raz”. I ta część historii sprawia, że bardzo trudno mi jednoznacznie ocenić książkę, zwłaszcza, że do sielsko -postapokaliptycznych opisów i nastoletnich amorów, autorka dorzuca jeszcze drewniane dialogi i tempo akcji ciągnące się akurat w tej części opowieści jak przysłowiowa guma do żucia. Akcja zresztą od samego początku wyczynia hołubce i denerwuje czytelnika. Albo pędzi do przodu, albo zapiera się w miejscu czterema kopytami i powoduje zgrzytanie zębów. Po czym znowu na chwilę wyrywa z kopyta, by utknąć na jakimś sielskim opisie. Na koniec zaś gna jak opętana do przodu i funduje czytelnikowi zderzenie ze ścianą. Równie nieprzewidywalnie zachowuje się logika. Są bowiem w całej tej historii miejsca, gdzie najwyraźniej wzięła sobie wychodne denerwując już i tak podirytowanego głównym bohaterem czytelnika. No to już wiecie. Hubert nie skradł mojego serca. Gdyby był realną osobą – starałbym się trzymać od niego jak najdalej. Bo choć autorka stara się nas przekonać, że Hubert jest niesamowitym dzieckiem szczęścia, urodzonym liderem i człowiekiem który ( choć o tym jeszcze nie wie) ma do wykonania misję ratowania świata – dla mnie jest wyjątkowo irytującą postacią – niesympatycznym egoistą, przekonanym o swojej zajebistości i racji. Mam nadzieję, że autorka pozwoli mu dojrzeć w kolejnych tomach, bo inaczej trudno będzie się przez nie przebić. Reszta bohaterów też niestety nie budzi cieplejszych uczuć. Są papierowi, bez choćby krzty głębi. Jednym słowem – nieciekawi.
Daję 4/5 głównie ze względu na początek i finał. Oba jednako mocne i dobre.
Na koniec krótka refleksja. W pandemicznej rzeczywistości czytanie takich książek zostawia nieprzyjemny posmak w ustach. Świat jaki znamy skończył się definitywnie. Ale czytając o przygodach Huberta możemy sobie tylko pogratulować – nasze życie mogło wszak wyglądać równie nieciekawie jak życie Huberta i jego przyjaciół.