Niektóre rzeczy czy rozwiązania, wydają się nam tak oczywiste i jasne, że jakoś się nie zastanawiamy jak to było, zanim się pojawiły. I trzeba dopiero książek takich jak “stulecie chirurgów” żeby docenić to co się ma. Wyobrażacie sobie na przykład operację zdejmowania bielma z oka bez znieczulenia? czy w ogóle jakikolwiek zabieg chirurgiczny bez narkozy? Przyznaję bez bicia, mnie na samą myśl o czymś takim robi się słabo, niedobrze i mam ochotę brać nogi za pas.
Podobna ochota nachodziła mnie nie raz i nie dwa w trakcie lektury “Stulecia”. Co prawda, autor nie epatuje makabrycznymi opisami, ale mojej wyobraźni starczyło i to, co napisał, żebym miała, jak to się mówi dość. Z drugiej strony, w trakcie lektury nie raz i nie dwa błogosławiłam ludzi którzy dokonali tego czy innego przełomu w medycynie. Niezależnie od tego, jakiego pokroju ludźmi byli ( a autor pisze o nich rzetelnie, bez stawiania na piedestale i gloryfikowania), niezależnie od tego, że niektóre ich odkrycia były całkowicie przypadkowe – dali medycynie narzędzia i metody do walki z dolegliwościami, które kiedyś wydawały się nieomal mistyczną tajemnicą a dziś są niczym wielkim. Tak czy inaczej książkę polecam. Pozwala się zastanowić nad oczywistościami, a i podziękować w duchu wszystkim tym, którzy przyczynili się do tego, że dziś na przykład nie musimy leczyć zębów “na żywca”