(1 / 5)
Talon to powieść o smokach – fantasy z czasów PRLu, gdzie smoki handlowały pokątnie swoimi łuskami w zamian za kartki na mięso. A nie. Przepraszam. To tylko google translate, który tłumaczy „talon” na „talon”, zamiast na „szpon”. Albo autorka wykłóciła się z tłumaczem/ wydawnictwem, żeby zostawić oryginalny tytuł, co byłoby w tym przypadku dość dziwne, no ale takie autorskie prawo.
Wojna smoków i ludzi trwa. Z jednej strony mamy Talon – tajną organizację łuskowatych, ukrywających się przed ludźmi, ale prowadzących intratne interesy. Z drugiej Zakon Świętego Jerzego – wychowujący sieroty na fanatycznych żołnierzy (i czerpiący fundusze z powietrza).
Ember i jej brat zostają wysłani do letniskowego miasteczka na swój ostatni test – mają skutecznie udawać ludzi. Przedtem byli wychowywani w smoczej postaci na odludziu. A ponieważ są wyjątkowi – bliźnięta w świecie smoków się nie zdarzają – to zostają wysłani razem, mimo że test powinno się przechodzić samodzielnie.
Rodzeństwo ląduje w nadmorskim miasteczku i zaczynamy serię fascynujących opisów – surfowania, chodzenia do supermarketów, flirtów i imprez. W sumie jak w każdym innym fantasy, gdzie akcja dzieje się w szkole średniej. Minus szkoła (bo są wakacje). I niestety minus akcja. Po tajnych stowarzyszeniach, smokach i rycerzach można by się jakiejś akcji spodziewać. Tu nie ma nic, zero, null. Za to jest plaża, letni romans (oczywiście w obowiązkowym trójkącie), instant love i surfing. Nuda straszna.
Na dodatek zapowiadanych smoków też nie ma. Ember myśli, zachowuje się i funkcjonuje jak standardowa zbuntowana nastolatka. Nic jej nie dziwi, nie zaskakuje w obcym świecie. Mało tego – swoją naturalną smoczą formę traktuje jak obcy, osobny byt i sama siebie opisuje jako człowieka. Zresztą nastolatką jest zbuntowaną w wyjątkowo sztampowy sposób: jest marudna, infantylna i trudna do zniesienia. Lub jak kto woli: chce się buntować dla zasady, ufa każdemu przystojnemu facetowi, łamie wszystkie zasady (zaczynając od tych bardziej sensownych) i za każdym razem podejmuje złe decyzje.
Męscy bohaterowie też pozostawiają wiele do życzenia. Brat Ember jest tak nieistotny w fabule, że nawet oficjalne streszczenia go nie wymieniają i chyba głównie ma podkreślać jaka bohaterka jest wyjątkowa, bo ma bliźniaka. Poza tym jest tą „nudną”, czytaj rozsądną, częścią rodzeństwa, więc nie dostaje zbyt wiele czasu antenowego. Riley – tajemniczy bad boy na motorze jest chodzącą definicją złego chłopca. A Garret – szlachetny rycerz z karabinem zamiast miecza – jest… cóż, zachowuje się równie sprzecznie z opisywanym przez autorkę charakterem i okolicznościami, w jakich został wychowany, jak Ember. Znaczy – pasują do siebie idealnie.
Cała konspiracja i idea testu jest wyjątkowo bez sensu, ale w końcu mają być tylko wprowadzeniem do romansu. Romans też jest zresztą kiepski – pojawia się dopiero pod koniec książki, a przedtem mamy plaże, fale i ploty. Zieww. Szczątki akcji i intrygi pojawiają się również pod sam koniec książki.
Jest to strasznie nudne fantasy, które miało być pełne intryg. I kiepski romans z dodatkiem naprawdę wyjątkowo nieudolnych tajnych organizacji. Co zresztą potwierdzi się tylko w całej rozciągłości w tomie drugim.
Nudna chała. Zdecydowanie odradzam fanom smoków, miłośnikom konspiracji i wielbicielom romansów. Generalnie odradzam wszystkim.