Drugi tom Bożych monarchii w dalszym ciągu utrzymuje wysoki poziom zaprezentowany w pierwszym. Dlaczego o tym piszę? Bo bardzo często zdarza się tak, że tom pierwszy jest świetny, a tom drugi już tylko taki sobie. Na całe szczęście autorowi udało się uniknąć nudy powtórzeń czyli przysłowiowego zjadania własnego ogona. Dalej mamy dobre tempo akcji, oraz wielowątkowość. Pojawiają się też nowi, w większości interesujący bohaterowie. Co prawda, uważny czytelnik poprzedniego tomu nie będzie specjalnie zadziwiony kilkoma rozwiązaniami, co jednak nie zmienia ogólnej wysokiej oceny tomu. Do znanych już z pierwszego tomu motywów walki kościoła o władzę nad kontynentem i tytułowej walki królów heretyków o utrzymanie władzy na swoim terytorium, oraz do równie oczywistego wątku losów wyprawy za ocean dochodzi nowy motyw. Motyw, który mnie od razu skojarzył się z Imieniem Róży. To motyw biblioteki labiryntu, mrocznego bibliotekarza i heretyckich ksiąg. I motyw człowieka, który kopał za głęboko. Wątek bardzo ciekawy, oferujący pisarzowi duże możliwości fabularne, które jak się domyślam zostaną wykorzystane w następnych tomach ( bo jak już przy okazji poprzedniego tomu wspomniałam, autor niczego nie zostawia przypadkowi – nie ma tutaj motywów, które “się napisały” i tak sobie pozostają radośnie dyndając w logicznej próżni). Jedyne o co mogłabym mieć przy tym wątku pretensje – to ponownie zbyt łatwa do rozszyfrowania zagadka. Stosunkowo dużo miejsca poświęcone zostało opowieści o losach ekspedycji na Zachodni Brzeg. Tak, skojarzenia z Krzysztofem Kolumbem, a jeszcze bardziej chyba z Francisco Pizarro są jak najbardziej na miejscu. Tyle, że Paul Kearney wyrywa się tu ze schematu. Nie ma zatem dobrych tubylców i wrednych konkwistadorów, nie ma zapóźnionych biednych ludków umykających przed nowoczesnymi metodami zabijania itd.. Autor, ( mam wrażenie, że z dość złośliwym uśmiechem) serwuje nam alternatywną historię odkrywania nowego lądu, tym cenniejszą, że nie będącą antytezą znanych schematów. Niestety, losy ekspedycji to jak dotąd również jedyne miejsce gdzie można się dopatrzeć pewnych nielogiczności w fabule. Jakich? Przeczytajcie i szukajcie sami. Na koniec tej recenzji wspomnę jeszcze, że potwierdziły się, zasłyszane przez mnie informacje, ze autor niespecjalnie przywiązuje się do swoich bohaterów i poniewiera nimi strasznie. I o to, mam do niego lekką pretensję. Tak wiem, że życie jest niesprawiedliwe i wiem też, że celem autora było stworzenie alternatywnej, bardzo realistycznej w ogólnym wydźwięku historii. Ale przyzwyczaiłam się do niektórych bohaterów Bożych Monarchii i czytając o ich poniewierce kilka razy solidnie zgrzytałam zębami. Tak czy inaczej jestem coraz ciekawsza następnych tomów.