Puszcza białowieska stała się “topowym” tematem za sprawą niesławnego ministra Szyszki i jego, nazwijmy rzecz po imieniu bandyckich w niej działań. A upał stojący za oknem sprawia, że tematyka lasów staje się jeszcze bliższa i ważniejsza. Od razu – żeby było jasne – nie jestem nawiedzonym ekologiem, dbałość o naturę zaczęłam już jakiś czas temu od własnego podwórka – segregując śmieci i ograniczając zużycie plastiku ale to na razie tyle. Po Sagę sięgnęłam w nadziei na piękne leśne opowieści, które przypomną mi lata młodości i łazikowanie po lasach bez obawy przed kleszczami. Tymczasem takich właśnie opowieści w książce Simony Kossak, jest chyba najmniej. jest za to mnóstwo informacji, mnóstwo liczb i danych, faktów, zapisów historycznych. Jeśli opowieści, to bardziej scenki rodzajowe z historii regionu niż te typowo “zwierzęce”. Miejsca zapisane zielonym atramentem to właśnie takie historie, gdzie autorka wymyśla historię, kreuje postacie, tworzy świat, w krótym obok siebie żyją puszczańskie zwierzęta i ludzie. Gdzie przenika się historia regionu i historia zwierząt. Naprzemiennie z nimi występują części napisane zwykłym czarnym atramentem- pełne informacji, danych, dat., mówiące o tym, że puszcza od zawsze przegrywała z największym szkodnikiem jaki stąpał po Ziemi. Z bardzo inwazyjnym gatunkiem zwanym homo sapiens. To nie jest łatwa lektura. Wręcz przeciwnie – serce boli przy jej czytaniu.Bo było źle, a jest jeszcze gorzej….