(4 / 5) Z twórczością Autorki pierwszy raz zetknęłam się w antologii Harde Baśnie. Jak wiecie spodobało mi się i to bardzo. Opowiadanie Sen nocy miejskiej nie tylko ja uznałam za jedną z najlepszych pozycji tej antologii. Autorka jak widać posłuchała wzdychań i jęków zachwyconych czytelników i podarowała nam całą książkę tego wyjątkowego urban fantasy.Znowu spotkamy się ze specjalistką od klątw, i z jej skomplikowaną historią. Jak się okaże, perypetie sercowe młodej wiedźmy okażą się przysłowiowym pikusiem wobec tego, co wypełznie z zakamarków rodowej historii. Udano pomieszanie fantasy, baśni i kryminału, z delikatną domieszką psychologii. Czyta się to nadzwyczaj przyjemnie, i nie przeszkadzała mi nawet pewna przewidywalność rozwiązań czy kalki z innych powieści. Nie da się ukryć, że w pewnym momencie nieco zbyt mocno zaleciało Harrym Potterem, a w innym znowu Dorą Wilk. Przyznaję, że na początku miałam nawet nieco kłopotu, żeby rozróżnić Wilczą Jagodę od Dory Wilk. Na całe szczęście Wilcza Jagoda nie jest przysłowiową Mary Sue, jak Dora Wilk, ma też więcej wdzięku niż ta ostatnia. Choć, jak na czarną owcę w rodzinie przystało wszystko robi po swojemu nie oglądając się na innych. Tyle plusów. A ponieważ to blog koszmarnych komentatorów, którzy czepiają się wszystkiego, to nadeszła pora na poważniejsze wybrzydzanie
. Przede wszystkim ponarzekam na kiepsko zarysowane postacie poboczne. Wchodzą na scenę, recytują mniej lub bardziej ( zazwyczaj mniej ) porywającą kwestię i szybko znikają. Dziwnym trafem najmocniej ta przypadłość dopada postaci męskich. Generalnie faceci tu nie istnieją. Owszem, dostarczają informacji, kawy oraz artefaktów, ewentualnie mogą być wsparciem w drugiej linii, ale nic poza tym. W dodatku bohaterka wydaje się być całkiem impregnowana na męskie wdzięki ( fakt, że na wdzięki które nie zostały opisane raczej ciężko się złapać) i choć każdy czytelnik już widzi, że ktoś tu na bohaterkę zaczyna lecieć – ta z ziewnięciem wręcza potencjalnemu amantowi kubek z herbatka i odnotowuje nienerwowo podkrążone oczy amanta. No miodzio. Wilcza Jagoda? Chyba raczej Arktyczna Jagoda.
Kolejna sprawa to… gdzie my jesteśmy u licha? Autorka używa języka niespecyficznego, co z jednej strony dobrze wpływa na odbiór ( bo możemy sobie podłożyć pod fabułę dowolny obraz i świat ( nawet jeśli jest opisany jako Warszawa), ale z drugiej strony ogromnie męczy, ponieważ czytelnik jest zawieszony… gdzieś. Niby wie gdzie, ale tak naprawdę to może być …. wszędzie.
______________________________________________________________________________________________________________________________ Lashana
Sen nocy letniej z Hardych Baśni wywołał mój dziki zachwyt i niecierpliwie czekałam na premierę Kołysanki. Na książkę rzuciłam się z entuzjazmem stada ślimaków napadających na grządkę sałaty, tylko tempo miałam trochę lepsze.
Entuzjazm niestety opadł szybko jak przekłuty balonik. Opowiadanie było świetne – klimatyczne, z pazurem i pokrętnym wykorzystaniem baśni jako punktem wyjściowym. W powieści wszystko to się rozmyło, rozpłynęło i znikło zostawiając tylko niezłą fabułę i kompletnie nijakie, niczym się nie wyróżniające urban fantasy. Z zalet została tylko główna bohaterka – Jagoda, która co prawda jakoś w międzyczasie nasiąknęła Dorą Wilk, ale całe szczęście nie zdążyła przejąć jej wad.
Wiedźma ma jakąś historię, lekko introwertyczny charakter, zdecydowanie nie jest Mary Sue i daje się lubić. Niestety funkcjonuje w pustym świecie – przynajmniej powieściowo – i jak w o wiele krótszym tekście udało się autorce zbudować i pokazać ciekawe zaczątki uniwersum, tak tu jesteśmy… wszędzie, czyli nigdzie. Warszawa mogłaby być dowolnym miastem – ani znajomych ulic, ani widoków, nawet metro jest opisane tak, że mogłoby być równie dobrze Trójmiejską kolejką albo tramwajem w Krakowie. Podobnie brakuje klimatu i charakteru w magicznej części miasta.
Zawiódł mnie też trochę wybór baśni wykorzystanej w powieści. Tutaj trochę by pomogło jakby w ramach wstępu umieścić Sen nocy letniej – trochę dla nowych czytelników, trochę dla klimatu. Tym bardziej, że dużo rzeczy dziejących się w Kołysance jest bezpośrednią konsekwencją opowiadania i mam wrażenie, że czytelnikowi nie znającemu tej historii powieść będzie się czytało gorzej, a kilka wątków może być nie do końca jasnych. Dzięki temu zyskalibyśmy też pewną ciągłość historii zamiast powtórki z rozrywki.
Całość nie jest złą powieścią – bohaterka da się lubić, sama historia rodziny Wilczków jest ciekawa do tego stopnia, że nie obraziłabym się jakby pojawiło się parę wątków pobocznych trochę ją rozbudowujących, niechciana uczennica ma duży potencjał (do wytwarzania zamieszania skutkującego nowymi wątkami), a styl autorki jest lekki, łatwy i przyjemny. Problem w tym, że całość jest tylko sympatycznym czytadełkiem na jeden wieczór. Tylko albo aż. Bo jest to w sumie czytadełko pozbawione większych wad, co zdarza się dosyć rzadko. Jednak spodziewałam się czegoś zdecydowanie lepszego. Po drugi tom sięgnę licząc na to, że autorka jednak się rozkręci, pokaże pazur i niezły tekst doprawi sporą dawką klimatu.