Wszyscy jesteśmy wychowani na amerykańskim śnie. Na micie pucybuta który zostaje milionerem, czyli nowoczesnej odmianie baśni o kopciuszku. Ameryka jawiła się i niejednemu wciąż jawi, jako kraina mlekiem i miodem płynąca, ziemia obiecana, kraina wszelkiej szczęśliwości, wzór swobód obywatelskich i wszelkich innych dla całego świata. Ale jak jest naprawdę? Co zobaczymy, gdy wychylimy się za cukierkowe disnejowskie dekoracje? Charlie LeDuff ,reporter z Miasta Aniołów postanowił wrócić do swojego rodzinnego Detroit. To co tam zastał skłoniło go do napisania książki Detroit. Sekcja zwłok Ameryki. Opowiedział w niej o jednym z najbardziej zdegradowanych miast słynnego pasa rdzy. To opowieść pełna pasji, bólu i… bezradności. Jest prawdziwa i w swej prawdziwości przerażająca. Okazuje się bowiem, że w mitycznej ziemi obiecanej wielu ludzi są miejsca gdzie króluje korupcja, nepotyzm, pospolity bandytyzm i zwykłe złodziejstwo. Na kartach książki spotkamy strażaków w dziurawych butach, znikające fundusze, “elity” grające w głupka z opinią publiczną, miejską kostnicę zawaloną zwłokami, bo ludzi nie stać na opłacenie pogrzebu swoich bliskich. Hej czy to trzeci świat? Nie, to USA. Przeczytajcie, zanim zaczniecie marzyć o emigracji…
________________________________________________________________________________________________________________Lashana
Detroit przypominało mi Światu nie mamy czego zazdrościć – reportaż dobrze napisany, opisujący ciekawy temat i bardzo przyjemny literacko, ale mający treść, mówiąc delikatnie, średnio przyjemną. LeDuff posługuje się co prawda słownictwem mniej formalnym, ale i tak książkę czyta się dobrze i szybko mimo treści. Tym razem reporter nie jest tylko obserwatorem – opisuje też historię swoją i swojej rodziny, co może nie jest zgodne z reportażowym dystansem, ale na osobistym przykładzie dobrze pokazuje pewne mechanizmy miasta. Miasta, które kiedyś było stolicą motoryzacji – fabryki większości koncernów amerykańskich można było znaleźć w Detroit, a razem z nimi dobrze płatną pracę dla robotników fizycznych. Kredyt na dom też się znalazł. Jednak kiedy fabryki zaczynały znikać, miasto zaczynało się wyludniać, a korupcja jego władz była coraz bardziej widoczna. I z miasta bogatej klasy średniej Detroit zmieniło się w miasto pełne bezrobotnych, gdzie dzieci muszą przynosić do szkoły własny papier toaletowy, a ilość morderstw zawyża krajowe statystyki, tak samo zresztą jak ilość zajętych przez bank domów. I nagle ludzie, którzy co dwa lata mogli kupić nowy samochód znaleźli się w polskim PRL’u z dodatkiem kokainy, broni i gangów.
Dostajemy świat skorumpowanych polityków, ludzi bez wykształcenia i szans na pracę. Świat zabójstw, przypadkowych śmierci i przedawkowań. Świat bez nadziei, mroczny i nieprzyjemny. Tak daleki od amerykańskiego snu jak to tylko możliwe. Jest to lektura depresyjna i nieprzyjemna, ale dobrze napisana, ważna i otrzeźwiająca. Skłania do nieprzyjemnych rozważań: co może się stać z miastami opartymi na jednym typie finansowania, kiedy ten nagle zniknie.
Polecam.