Łopatniuk Paulina – Na własnej skórze. Mała książka o wielkim narządzie

3 out of 5 stars (3 / 5)
Czyli wszystko, co o skórze chcielibyście wiedzieć, a nawet więcej. W ujęciu patologicznym. I raczej nie dla czytelników o słabych żołądkach, bo są obrazki. W kolorze.
Mam mieszane uczucia. Z jednej strony jest tu za dużo biologii jak na książkę popularnonaukową. Przy klasyfikacji komórek odpłynęłam jakoś w okolicy drugiego akapitu i musiałam się zmusić, żeby przeczytać rozdział do końca. Co prawda poziom detali może spodobać się wielkim fanom biologii i tym, którzy rozważają karierę patologa / lekarza. Dla kogoś, kto raczej szuka ciekawostek i wiedzy bardziej ogólnej, to już jest poziom: co za dużo to niezdrowo.
Z drugiej strony, jak już przebrniemy przez biologię komórkową, serwowaną na początku każdego rozdziału, robi się ciekawie, bo autorka powyciągała z różnych artykułów wyjątkowe przypadki. Które potrafią zapaść w pamięć i być może kiedyś skłonić kogoś do wizyty u dermatologa.
Dla własnego zdrowia dobre jest też uświadomienie sobie, że problemy skórne to nie tylko czerniak, łuszczyca i łupież.
Styl autorki jest też specyficzny i jak lekko irytowały mnie archaizmy, tak szyk przestawny i zdania wielokrotnie złożone wywoływały spory entuzjazm. Bo trzeba przyznać, że poziomem języka Na własnej skórze bez najmniejszego problemu bije na głowę większość powieści jakie czytałam w zeszłym roku. Jeśli nie wszystkie. W końcu nie jest to coś w stylu: Poszli. Zrobili, co mieli. Wrócili szybko. Ale również z tego powodu nie jest to lektura z gatunku lekkich, łatwych i przyjemnych, bo nad takim językiem trzeba się skupić. W tym wypadku podwójnie, bo i konstrukcje stylistyczne są wielopiętrowe i treść do najbardziej przystępnych nie należy.
Jest to zdecydowanie książka z cyklu: polecam i ostrzegam jednocześnie.
Głównie dla zainteresowanych tematem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *